środa, 14 lipca 2010

Finał Pucharu Europy XC - Prasttomta Szwecja - czyli… podróże kształcą.


Do Szwecji jechaliśmy, nie wiedząc czego się spodziewać. Dziwne wydawało się nam wydłużenie pętli wyścigu aż do 22 km, no i 5 pętli, to prawie 3 godziny. Za to tylko jeden wyścig w niedzielę i koniec. Cóż, chcąc jeździć w zawodach międzynarodowych , trzeba zaakceptować takie warunki, jakie oferuje organizator każdej eliminacji. Na Węgrzech w Ber mieliśmy XC, dwa razy po dwie godziny, na pięknej, leśnej endurkowej trasie. W Sobieńczycach były wyścigi na krótkiej trasie, której znaczna część prowadziła torem motocrossowym. Szkoda, że obfite opady deszczu zupełnie zniszczyły przygotowaną trasę i wyścig zamienił się w walkę o przetrwanie w zwałach błota. Natomiast Szwecja była wielką niewiadomą. Trzeba przyznać, że jechaliśmy z niejakimi nadziejami na końcowy sukces. W zawodach Pucharu Europy Cross Country brało udział wielu zawodników, ale we wszystkich rundach jechali tylko nieliczni. To byli ci, którzy osiągnęli dobry wynik na pierwszych zawodach i w kontynuacji cyklu nie przeszkodziły im kontuzje czy kolizja terminów. Pierwsza edycja Pucharu Europy XC jaka została już zakończona w tym roku jest pewnie przygotowaniem UEM do wprowadzenia cyklu Mistrzostw Europy XC. Oczywiście zawody rangi Mistrzostw Europy są znacznie bardziej interesujące dla zawodników i wówczas będzie można liczyć na starty szoferów z większości krajów. W tym roku mieliśmy nieco ułatwione zadanie, bo w całym cyklu uczestniczyli zawodnicy z Polski, Słowacji i Węgier. Oczywiście w Szwecji zgłosiło się wielu miejscowych, chcąc spróbować się z czołówką Pucharu, szczególnie, że Szwedzi doskonale znali specyfikę miejscowej trasy, a ta była dla nas sporym zaskoczeniem. Zacznę jednak od początku. Po 10 godzinnej podróży promem z Gdyni do Karlskrony, czekała nas jeszcze 5 godzinna podróż samochodem na miejsce zawodów. Organizator - KM z Linkoping wraz ze SAF MK , wykorzystuje teren byłego poligonu wojskowego w miejscowości Prasttomta. Zawody trwały 3 dni - od piątku do niedzieli. Jeździły wszystkie możliwe klasy szwedzkiego odpowiednika Pucharu XC oraz Mistrzostw Szwecji XC. Właśnie wraz z tym ostatnim biegiem jechali zawodnicy Pucharu Europy XC. Wieczorem w piątek przyjechaliśmy na miejsce i wszystkim wydawało się, że trafiliśmy na wielkie pole kempingowe. Jak okiem rzucić – same kampery, przyczepy, namioty. Znaleźliśmy sobie
miejsce i zmontowaliśmy taki polski fyrtel. Rano od godziny 10 00 były kolejne starty różnych klas Pucharu Szwecji XC. W Szwecji nie używają nazwy Cross Country tylko Enduro 2. Natomiast nazwą Enduro 1 oznaczone są zawody znane u nas jako Motocyklowe Rajdy Enduro – te klasyczne. Rano wychodzę z samochodu i patrzę, a tutaj wszędzie niebieskie tła na motocyklach. Rany, sami weterani, czy co? Idę do chłopaków z obsługi i pytam się o co chodzi. Tłumaczą mi, że w tym dniu wystartuje około tysiąca zawodników i zawodniczek w dwóch biegach. Koledzy z niebieskimi tłami, to klasa wiekowa ( taki maja podział) 30 – 39 lat. Było ich na starcie ponad 450. Na start wchodzili zgodnie z kolejnością w bieżącej klasyfikacji. Po biegu tej klasy nastąpił start jeszcze liczniejszej grupy czerwonych teł w klasie wiekowej 16-29 lat. Z pierwszej linii tego biegu startowały panie w liczbie 41.

Kinga
Ciekawostką jest fakt, ze wystartowała wśród nich jedna Polka – Kinga Gajewska. Kinga przyjechała z kolegami z Quercusa, oczywiście bez motocykla ale z podręcznym quadem. Będąc w biurze zawodów głośno wyraziła swoją ochotę do startu w klasie kobiet, o istnieniu której wcześniej nie wiedziała. Po godzinie podjeżdża do naszego fyrtla funkcyjny i pyta się o dziewczynę z Polski, która chciała jechać w zawodach. Pytam się go dlaczego, a on na to, że mają dla niej przygotowany motocykl i żeby się szykowała bo za 2 godziny ma start. Przyznam, że rozwaliła mnie taka niezwyczajna uprzejmość. Kinga ubrała sprzęt, stanęła na starcie i ukończyła bieg na 29 pozycji wśród 41 startujących. Zważywszy na stopień trudności trasy – pojechała rewelacyjnie.

Frekwencja
Poprzedniego dnia startowało wiele klas, także zawodnicy w wieku weterańskim 40-49 lat w liczbie … 246. Była również klasa 50-65 lat czyli Master. Tych panów nie było już tak wielu bo … 164. No po prostu cudo. W niedzielę startowali już tylko zawodnicy Mistrzostw Szwecji w klasach Senior Elite, Junior Elite, Weteran i wraz z nimi wystartowali zawodnicy Pucharu Europy XC. Po naszym starcie pojechali jeszcze zawodnicy klas Senior i Junior National. To taka klasa pośrednia, jak nasza licencja B. Tutaj już nie było tak licznie, bo na trasie było tylko 130 zawodników. Wszyscy jechali bardzo szybko, ale też bezkolizyjnie, a duble bardzo uprzejmie zjeżdżały z drogi. Zawodowcy. Ogólnie w ciągu trzech dni zawodów, we wszystkich klasach wystartowało około 1800 zawodników i zawodniczek.

Organizacja
Pierwsza klasa. Samo miejsce wyposażone było w duży węzeł sanitarny. Rozstawiono potężny namiot ozdobiony flagami narodowymi nacji biorących udział w zawodach. Podawano tam smaczne i tanie, w stosunku do cen w mieście, jedzenie. Wieczorem miejsce zmieniało się w pub z telebimem. Idąc do biura zawodów zauważyłem Vaniję Kollmann z którą poznałem się podczas MŚ Enduro w Kwidzynie. Stoi dziewczyna w fartuchu w grupie znajomych, podchodzę, witam się i pytam żartem – co ty Vanija zostałaś kucharzem? Ona na to – oczywiście. To mój klub organizuje te zawody i wszyscy zawodnicy, którzy nie startują, pomagają w organizacji. Ja pracuję w tym pubie. Roześmiała się głośno widząc zdumienie malujące się na mojej twarzy. Vanija jest zawodniczką ze sporym dorobkiem w ME i MŚ Enduro, powiedziałbym, że jest też trochę „twarzą” tego klubu, a mimo to żadnych fochów. Jak trzeba to do garów, zarobić pieniążki dla klubu, a tym samym na swoje starty.
W biurze zawodów poprosili o nazwisko, pobrali wpisowe i wydali kopertę z chipem i niezbędnymi informacjami. Wszystkie inne dokumenty zostały przesłane przez PZM i to wystarczyło. Z uwagi na nieco inne niż u nas, procedury startowe i serwisowe, zostaliśmy gruntownie przeszkoleni przez kierownika zawodów.
Sygnałem do uruchomienia silników i startu jest detonacja specjalnego lontu. Huk jest tak potężny, że strachliwy to i na tyłek może usiąść. Do
strefy serwisowej motocykl wprowadzany jest ze zgaszonym silnikiem i tak samo jest stamtąd wyprowadzany. Pozwala to uniknąć szaleństwa w tej strefie i niepotrzebnych kolizji. Przy takiej ilości startujących zawodników jest to zupełnie zrozumiałe.
Zaskoczyło nas wszystkich jeszcze jedno. Mimo, że na depo było około 3 tys ludzi, nikt nikomu nie przeszkadzał. Nie grał głośno muzyki, nie balował do nocy, nie warczał quadem ani motocyklem. Krótko mówiąc, z depo emanował rzucający się w oczy brak chamstwa.
Trasa
Nie było kółka zapoznawczego, a 22 kilometrów nikomu iść się nie chciało. Obejrzeliśmy parę odcinków i stwierdziliśmy, że będzie ciężko, bo pełno dziur, kamieni, korzeni i skał. Okazało się, że to co obejrzeliśmy to były równe, „odpoczynkowe” części tej trasy. Te, których nie widzieliśmy, czyli około 15 km trasy, to zupełna masakra. Kamień, skała, z uskokami, dziurami. Czasem piasek i pył, a w nim, zgadnijcie co? Tak – kamień i skała. No po prostu nie szło jechać. Pierwszy raz jechałem po takiej nawierzchni. Jeżeli już trafił się kawałek równego bazaltu, to co chwila były dziury i załomy. Cichy Majk przyrównał to do asfaltowej ścieżki rowerowej ostrzelanej z moździerza dużego kalibru. Znaczną część tej trasy jechałem dwójką, a czasem nawet redukowałem do jedynki. Ze strachu przed upadkiem. Natomiast miejscowi szli jak na motocrossie. Dla mnie bomba. Wprawdzie kilku z nich widziałem w krzakach lub leżących na poboczu w oczekiwaniu na zanik bólu, ale i tak jechali imponująco. Dla nich taka nawierzchnia to jak dla nas trawy i piaski.
Poza tym, pyliło się strasznie i na odcinkach leśnych nie szło jechać, bo nic nie było widać. Pierwszy raz widziałem XC podczas którego organizator starał się zlewać wodą całą trasę. Dwa wielkie traktory codziennie jeździły po trasie i lały wodę z cystern. Niestety, około 10 km tej trasy było niedostępne dla tych ciągników i tam pył wisiał jak mgła. Wszędzie indziej można było się ścigać, a w pierwszym kółku nawet dostać błotem spod koła.

Wyniki
W klasie Senior karty były bez mała rozdane. Pierwsze dwa miejsca dla Słowaków – Dozsy i Strbeka. O trzecie miejsce miał powalczyć Michał z Węgrem Szatyiną. Na starcie Cichy przemienił się w Szybkiego Majka, ale przemiana ta trwała tylko przez kilka minut, a dokładnie do pierwszego lasu. Tam podniósł się pył po przejeździe kilku pierwszych zawodników i widoczność ograniczyła się do jednego metra. Szybki postanowił nie zwalniać. Niestety jego zdolności radiolokacyjne nie dorównują nietoperzowi i na efekt nie czekał długo. Spotkanie z wystającą na 40 cm skałą zakończyło się szybkim lotem Szybkiego nad kierownicą motocykla. Spotkanie z ziemią, a właściwie kamieniami, zmieniło go ponownie w Cichego Majka, którym pozostał do końca dnia. Zanim podniósł maszynę, odprostował półki, usprawnił do jazdy i odpalił, minęło sporo minut. W międzyczasie nadjechali chłopcy z klasy National, zakurzyli ponownie ślad i Cichy powolutku jechał w pyle starając się pozostać za sterami motocykla. Zawody ukończył ale z Szatyiną wygrać nie mógł. C’est la vie.
W klasie Junior startowało aż trzech Polaków – Piotr Płochocki, Daniel Bołtromiejuk i Rafał Kiczko. Piotra Płochockiego zmogła kontuzja kostki. Daniel pojechał bardzo dobrze zajmując 10 miejsce w klasie, a Rafik był ósmy, gwarantując sobie tym samym II miejsce w klasie za cały sezon. Puchar Europy XC zdobył Słowak Marek Haviar, a trzecie miejsce wywalczył Gyorgi Solymosi z Węgier. W klasie Weteran wystartowało 8 Szwedów, w tym 4 miejscowych, 3 Polaków, jeden Węgier i jeden Norweg. Miejscowi byli nie do pokonania. Jechali na pamięć, tak jakby tych skał i kamieni tam nie było. Nawet Mirek Kowalski nie dał im rady i przyjechał na piątym miejscu. To i tak dawało mu Puchar Europy XC w tej klasie. Rewelacyjnie pojechał Marcin Spirowski, nasz EORacingowy specjalista od bezsensownie trudnych tras. Spirka zdecydowanie najlepiej czuł się na skałkach i kamieniach i odjechał ode mnie jak ten kochaś z piosenki Maryli Rodowicz, który odszedł w siną dal. Dogonił w czwartym kole Kowala i po ponad 3 godzinach wyścigu wjechał na metę tylko 23 sekundy za plecami mistrza. Nikt nie wie co tam Spira jadł przed wyścigiem, ale towar musiał być pierwsza klasa, bo dawno nie widziałem Marcina w takiej dyspozycji. Ja przyjechałem na metę na 7 pozycji tocząc w ostatnim kole bezpośredni pojedynek z Węgrem Szekeresem, który wyraźnie chciał mnie wypchnąć z podium. Wygrałem z nim jednak, gwarantując sobie tym samym III miejsce w klasyfikacji końcowej.
Przynajmniej w tym sezonie weterani Enduro Obsession Racing rozdają karty w Pucharze Europy XC.

Poziom rywalizacji
W Szwecji bardzo wysoki. Ogromna ilość startujących i bardzo ciasno w czołówce. Miejsce w pierwszej dziesiątce każdej klasy uważam za sukces. W klasie Senior najtrudniej. Startowali tam również zawodnicy jeżdżący do MŚ Enduro. Trasa zdecydowanie preferowała miejscowych, którzy są na takich kamieniach wychowani. W Polsce i na Węgrzech poziom zbliżony, czyli znacznie gorszy od tego z Prasttomta. Mniejsza ilość startujących, mniej szybkich zawodników.
Pierwsza edycja Pucharu Europy XC, choć przyciągnęła kilku szybkich zawodników, na pewno nie powaliła na kolana poziomem rywalizacji. Zdobyć te laury w przyszłych sezonach będzie znacznie trudniej. Pojawi się pewnie więcej eliminacji w kilku krajach, a wszędzie mieszkają szybcy szoferzy. Tym niemniej punkty do końcowego sukcesu zbiera się przez cały sezon, a w tym sporcie szybki raider na piasku, na skale już taki szybki być nie musi. Zawody Cross Country wygrywają doświadczeni, wszechstronni zawodnicy, dobrze przygotowani do sezonu. Na pewno nie mistrzowie jednego toru lub jednego tylko typu nawierzchni.

4 komentarze:

  1. Gratulacje chłopaki!! widać, że mamy się czego uczyć od Szwedów przede wszystkim organizacja i jeszcze raz organizacja..

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziekuję w imieniu kolegów i swoim. Rzeczywiście, organizacja był perfekcyjna i przemyślana. Szwedzi robią te zawody od lat i są to największe zawody tego typu w całej Skandynawii. Poza tym - budżet. Każdy z 1800 zapłacił minimum 50 EUR wpisowego. Za takie pieniądze zawody robi się łatwiej :-). Strategia dla naszych organizatorów, to moim zdaniem konsekwentne podwyższanie standardów i rozsądne przejmowanie dobrych wzorców organizacyjnych. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Gratuluję osiągnięć, zapewne dzięki ciężkiej pracy, i humoru Szybko-Cichy Majk rządzi:)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Po takich wycieczkach nie chce się jeździć w Polsce...

    OdpowiedzUsuń