sobota, 5 lutego 2011

Adrenalin Arena w Estonii


Pewnie część z was już wie, że w Estonii w miejscowości Somerpalu otwarto w październiku ubiegłego roku tor supercrossowy pod dachem. Przedsięwzięcie budowane również przy pomocy środków finansowych z Unii Europejskiej zadziwia swym rozmachem a także pytaniem o możliwość samofinansowania takiej działalności. No cóż, nie nam wnikać w księgi rachunkowe. Na stronie www.adrenalinarena.com możecie znaleźć wszystkie potrzebne informacje także w języku angielskim. Ekipa z trójmiasta postanowiła w ostatni weekend wypróbować Estończyków i wybrała się w prawie tysiąckilometrową podróż. W skład ekipy zmieścili się: Mirek Kowalski ( no pewnie), Joanna Miller ( Perła nie odpuści jeżdżenia), Krzysztof Kulesza ( staje na nogi po ciężkiej kontuzji), Marcin Polnar ( zdobyte mistrzostwo Strefy w Motocrossie wyraźnie mu się spodobało), oraz dwóch kolegów Grzesiów ze Starogardu Gdańskiego – Cegłowski i Pankau.
Okazało się, że przeżyli bardzo ciekawy wyjazd i wcale nie taki drogi. Oddajmy głos kierownikowi ekipy z zespołu Enduro Obsession Racing – Mirkowi Kowalskiemu.



Mirek Kowalski (zdj.arch)

Wyjechaliśmy w piątek rano jednym busem z przyczepą. Sześciu szoferów motocyklowych, a wśród nich czterech samochodowych. Do przejechania tysiąc kilometrów w jedną stronę. Po 250 na jednego nie wydaje się zbyt dużo. Niestety, z uwagi na ograniczenia prędkości, droga trwała 15 godzin. Od razu podpowiadam, nie należy przekraczać dozwolonej szybkości, bo Policja w krajach przybałtyckich jest bardzo surowa. Przekroczenie prędkości o 22 km, to zagrożenie mandatem 300 EUR, który udało się nam ograniczyć do 50. Miejscowi też bardzo na to uważają, więc nie posądzamy Policji o nadmierną surowość wobec obcokrajowców. Litwa i Łotwa są tylko drogą do celu. W Estonii jest już tylko krótka dojazdówka. Trasa omija większe miasta i wygląda tak jak nasze drogi – czyli tak sobie. Po przybyciu na miejsce spotkaliśmy się z bardzo życzliwym przyjęciem. Administrujący halą są bardzo pomocni i można się z nimi porozumieć w języku angielskim. Miejsce do spania można znaleźć za 10 EUR od osoby, a jest to osobny domek z kuchnią. Krajobrazy piękne, przypominające trochę nasze mazury. Stawka za dzień treningowy w hali wynosi 25 EUR, ale można się potargować. Przy większej grupie może być o 5 EUR taniej. Znaleźliśmy niewielką knajpkę, gdzie posiłki były smaczne i wcale niewygórowane ceny. Makaron z kurczakiem – porcja bardzo solidna – 4 EUR. Zasady treningu na hali są dokładnie opisane na stronie i warto się z nimi zapoznać. Sesje trwają 15 minut i dla roztrenowanych raiderów są dość męczące. Najkrócej można powiedzieć, że te 15 minut jest nie do przejechania w normalnym tempie. Może bliżej sezonu byłoby łatwiej, ale wtedy mamy już jeżdżenie u siebie. Sam tor ciekawy, umiarkowanie trudny. Przy moim poziomie jazdy, wykonywałem wszystkie elementy za wyjątkiem jednego potrójnego skoku. Ten też jest do wykonania, ale już od kilku miesięcy mam bardzo sporadyczny kontakt z motocyklem, wolałem więc odpuścić niż podjąć niepotrzebne ryzyko.



Myślę, że zarówno początkujący jaki i zaawansowani mogą się tu świetnie bawić. Oczywiście trenujący są podzielenie na grupy szybszą i wolniejszą, tak aby podczas jednej sesji jeździli zawodnicy o podobnym poziomie sportowym. Podział jest wyborem zawodnika. Zalecam, przynajmniej na początku, trening z tymi wolniejszymi. Podczas weekendu przewinęło się tam około 20 zawodników dziennie, z tym, że już w niedzielę było nas znacznie mniej.
Organizatorzy zapraszali nas na weekend 12/13 lutego. Odbędą się tam zawody supercrossowe, również w klasie Kobiet. Szczególnie gorąco zapraszali Asię Miller, która pokazała się z bardzo dobrej strony, objeżdżając większość trenujących tam zawodników. Kto wie, może rzeczywiście zorganizujemy squad i polecimy tam raz jeszcze. Nawet nasz największy pechowiec wyprawy – Krzysiu Kulesza – ma ochotę na start w tych zawodach. Dlaczego pechowiec? Otóż Krzysiu wykonał lądowanie na motocyklu przewróconego zawodnika, co nie mogło się udać. Na szczęście Krzysiu nie połamał sobie rehabilitowanego ramienia i skończyło się tylko na potłuczeniach. Aha, odradzam agresywna jazdę motocyklem rajdowym. Zawieszenia mojego KTM-a bardzo średnio nadają się na taki, supercrossowy, tor. Oczywiście można, ale trzeba jeździć ostrożnie bo wszelkie przeloty lub niedoloty zamykają zawieszenia, a cała reszta idzie w ręce i grzbiet. Pojeździłem trochę motocyklem Marcina Polnara ( Suzuki 250 4T), przygotowanego do motocrossu. Było dużo lepiej i bezpieczniej.


Olej do dwusuwów trzeba kupować na miejscu, z racji tego, że organizatorzy mają taki specjalny, mniej zatruwający powietrze w hali. Namówiłem ich jednak do testu mojego Motula i wyszło, ten też jest dobry. Jednym słowem załatwić da się wszystko, bo ci Estończycy, których spotkaliśmy, to mili i życzliwi ludzie. Polecamy wyjazdy do Somerpalu.


Oczywiście, jeżeli ekipa pod wodzą Kowala wybierze się ponownie do Estonii, zrelacjonujemy to dokładnie.

Zdjęcia ze strony www.adrenalinarena.com autorstwa Maario Ehte

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz