środa, 31 marca 2010

"Trzydziestka" Grzegorza Chorodyńskiego

W pojęciu "Sport motocyklowy" zawiera się bardzo szeroki wachlarz aktywności zawodniczej. Uprawiany jest na każdym poziomie umiejętności, praktycznie na każdym rodzaju motocykla i, co najciekawsze, w bardzo szerokim przedziale wiekowym. Wcale nierzadko możemy spotkać zawodników prawie pięćdziesięcioletnich jeżdżących całkiem sprawnie i wciąż osiągających sukcesy w swej kategorii wiekowej. W Polsce wiek weterana określa z grubsza granica 40 lat. Wśród całkiem sporej grupy startujących weteranów możemy spotkać nawet takich, którzy swą karierę sportową rozpoczęli właśnie po ukończeniu tego wieku. Są też tacy, którzy startują od wieku młodzika i mimo, że czterdziestkę przekroczyli już jakiś czas temu, to wciąż są w dobrej formie i wielu młodszych zawodników nie jest w stanie ich pokonać. Należy do nich z pewnością zawodnik kieleckiego klubu SELF - Grzegorz Chorodyński. Właśnie w sezonie 2009 minęło 30 lat startów Grzesia Chorodyńskiego. Z tej okazji sylwetkę naszego kolegi z rajdowych szlaków szkicuje Jarosław Ozdoba.

Czasem w wypowiedziach przedstawicieli młodszego pokolenia zawodników i kibiców rajdów Enduro można usłyszeć tezę, że Grzegorz Chorodyński jest w tym sporcie od... zawsze! Dużo w tym racji, gdyż w tym sezonie minęło dokładnie trzydzieści lat od debiutu Grzegorza w rajdach szosowo-terenowych, bo tak w tamtych czasach nazywano Enduro. Gdy zaczynała się wielka przygoda naszego bohatera z motocyklizmem, w naszym kraju panowały całkiem inne realia polityczno-gospodarcze. O takiej powszechności i dostępności wysokiej jakości wyczynowego sprzętu nikomu się nawet nie śniło. Pod koniec gierkowskiej " Przerwanej Dekady " szczytem marzeń nastolatków marzących o spróbowaniu sił w małym sporcie był motorower Jawa 50 typ 23 Mustang. Ci którzy nie mieli dostępu do takiego cacka ( jakkolwiek by to dziś nie zabrzmiało ) startowali w rozgrywkach ówczesnego Pucharu Polski, stanowiącego coś w rodzaju przedsionka wyczynowego sportu, na krajowej produkcji Komarach i Rometach. Grzegorz Chorodyński w pierwszym roku startów w barwach kieleckiego Młodzieżowego Domu Kultury, wywalczył najbardziej niewdzięczne miejsce na koniec sezonu, czyli czwarte. Ale za to Grzegorz i jego Komar zostali uwiecznieni na łamach Świata Młodych. Swoją drogą, to kto dziś pamięta tę harcerską gazetę ? Po tym, co by nie mówić, sukcesie Grzegorz znalazł się w kadrze Kieleckiego Klubu Motorowego. Po otrzymaniu stosownych uprawnień do kierowania motocyklem i zdobyciu zawodniczej licencji Grzegorz Chorodyński otrzymał z klubu pierwszy wyczynowy motocykl, czyli przystosowaną do Enduro crossową CZ 125 typ 511. W tamtych czasach terenerem zawodników KKM-u był ceniony zawodnik i szkoleniowiec, niestety już nieżyjący, Zenon Wieczorek. Ceniony i uznany w środowisku rajdowym popularny Zenek potrafił wskrzeszać talenty liczące się na krajowym, a także międzynarodowym podwórku. Pod jego opieką Grzegorz znalazł się w czołówce klasy 125. W kolejnym sezonie sfatygowaną CZ-kę zamienił na niegdyś kadrowego SWM 175. W tamtych czasach było to niczym skok w kosmos. Na włoskim jednośladzie ( dziś chyba tę markę pamiętają tylko najstarsi kibice tego sportu ) Grzegorz znów znalazł się w czubie klasy. Niestety, silnik SWM-a wyzionął ducha, a w tamtych czasach zakup nikasylowanego cylindra i odpowiedniego tłoka rozpatrywany był w kategoriach rzeczy nierealnych. W końcu były to czasy stanu wojennego... Nie pozostało nic innego jak przesiadka na Jawę 250 SDM, z racji polerowanego aluminiowego zbiornika nazywaną " srebrzanką ". Na tym motocyklu Grzegorz wystartował po raz pierwszy w eliminacjach Mistrzostw Europy rozgrywanych w 1984 roku w okolicach Jeleniej Góry. Na tych zawodach pokazał się z całkiem dobrej strony wykazując hart ducha i jadąc tak szybko na ile sprzęt pozwalał. Udany sezon zaowocował wejściem do grona klasy 250, będącej wówczas zgrupowaniem najlepszych naszych kadrowiczów jak choćby Ryszard Gancewski, czy Zbigniew Przybyła, i otrzymaniem nowej Jawy Enduro, co na jakiś czas usunęło trudności sprzętowe. W tym doborowym towarzystwie Grzegorz czuł się całkiem dobrze, udanie rywalizując z uznanymi gwiazdami polskiego Enduro. Mimo, że starty w rajdach stanowiły i stanowią jego największą pasję, to w latach osiemdziesiątych Grzegorz Chorodyński startował także w motocrossie w barwach kieleckiej Korony. I tam nie było najgorzej, aczkolwiek crossową CZ-ką przy japońskiej i austriackiej konkurencji trudno było o spektakularne sukcesy. Dla Grzegorza Chorodyńskiego rajdem, który mu najbardziej zapadł w pamięć , był ten, który kończył sezon 1990, rozegrany w Siemiatyczach. Na tych zawodach fatalnie " poszedł w kozły " jego klubowy kolega Robert Czuba. W efekcie: kilkukrotne otwarte złamanie ręki i fatalne złamanie nogi plus dotkliwe potłuczenie. Przy zwijającym się z bólu koledze zatrzymał się Grzegorz. Zawiadomił o wypadku obsługę najbliższego PKC-u i pozostał przy kontuzjowanym. Szanse na dobry wynik w klasie rozprysły się niczym bańka mydlana, ale w takiej sytuacji tego typu kalkulacje są po prostu nie na miejscu. Za ten czyn Grzegorz Chorodyński otrzymał Nagrodę Fair Play Polskiego Komitetu Olimpijskiego, co skwitował oczywistym stwierdzeniem: " Nie mogłem postąpić inaczej ". W latach dziewięćdziesiątych Grzegorz jeździł w barwach nowopowstałych klubów kieleckich, czyli KTM Novi, Świętokrzyskiego Klubu Motorowego i ostatnio KM Self. Pod koniec dekady kończącej dwudziesty wiek Grzegorz zasilił szeregi klasy Weteran. Okazało się, że tu jest niekwestionowanym królem inkasując kilkakrotnie w tej, wbrew pozorom, silnie obsadzanej klasie tytuł Mistrza Polski. Największym marzeniem zawodnika parającego się rajdami Enduro jest start w Sześciodniówce Motocyklowej. Marzenia mają to do siebie, że czasem się spełniają. Grzegorz Chorodyński wystartował w barwach zespołu KTM Novi Kielce w siedemdziesiątej dziewiątej edycji ISDE rozgrywanej w roku 2004 w okolicach jego rodzinnych Kielc. Ukończył tę imprezę, choć momentami było trochę trudno. Ale przecież Six Days to nie jednodniowy rajdzik okręgowy. Ostatnimi czasy Grzegorz zaczął mawiać, że chyba zakończy po trzydziestu latach karierę zawodnika. Nawet tak sobie wykombinował, że skoro w roku 2009 otrzymał numer 17, czyli taki jak w pierwszym sezonie startów, to po zdobyciu kolejnego tytułu Mistrza Polski może powiesić kask na kołku. Niestety, nie wyszło. Królem Weteranów został w pięknym stylu Mirosław Kowalski. A Grzegorz Chorodyński? Ma motywację do kolejnych startów, a tym samym do rozpoczęcia czwartej dekady w Enduro. Jeżeli na rajdowej trasie spotkacie Grzegorza Chorodyńskiego, to pozdrówcie go uniesioną ręką. Na pewno wam odpowie!

- tyle Jarek Ozdoba, który jako chyba jedyny w Polsce, pisze bardzo pięknie o historii Motocyklowych Rajdów Enduro, bohaterach i przegranych, a szczególnie barwnie przywołuje sportową rzeczywistość PRL-u. Z Grzesiem ścigam się już od kilku sezonów. Poznałem go jako nieustępliwego i twardego przeciwnika, zawsze jeżdżącego fair i zawsze gotowego do udzielenia pomocy czy to na trasie, czy na bazie rajdu. Weterani w sporcie motocyklowym pełnią rolę mentorów dla uzdolnionej sportowo młodzieży, ale także bywają przykładem właściwego poprowadzenia kariery zawodniczej oraz zdroworozsądkowego, uczciwego podejścia do, trudnego przecież, sportu motocyklowego. Taki właśnie jest Grzegorz Chorodyński. Koledzy z Enduro Obsession Racing życzą Grzesiowi kolejnych udanych sezonów w polskim Enduro oraz dużo zdrowia. W wieku weterańskim to ostatnie bardzo się przydaje :)

Enduro obsession Racing

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz