Niedziela okazała się być jeszcze mniej szczęśliwa niż sobota. Nadzieje spełzły na niczym - miało nie padać, miało więcej osób dojechać, miałem wygrać i miało być pięknie... A tymczasem rano obudził nas bałtycki sztorm i fruwające po depo namioty. Strugi deszczu sączyły się niemal nieprzerwanie. W tych warunkach stanęliśmy do startu o godzinie 10:00 rano. Na szczęście tor dalej był tylko mokry, a nie zalany. Ze startu ruszyłem dość dobrze, szybko objąłem prowadzenie ale już na pierwszym zakręcie na łące zaliczyłem piękny ślizg błotny. Od tego momentu gorliwie goniłem trenera Mirka, z różnymi przygodami po drodze. W końcu go nawet dogoniłem, ale na krótko. Po kolejnej aferze na krótko przed końcem wyścigu odjechał na kilkanaście sekund i nadzieje na I miejsce spłynęły wraz z deszczem. Bo trener Kowal jest z tych, co nie popełniają błędów w takich warunkach i na fartowe nie ma co liczyć :)
Po nas odbył się wyścig quadów, które także nie wymiękły i ruszyły w błoto.
Podsumowując weekend należy zaliczyć do udanych - mieliśmy dwa dni fajnego ścigania i pozostaje tylko żałować organizatora, który spisał się wspaniale, a nie spisało się wszystko inne - zawodnicy, pogoda, szczęście i parę takich. Tym niemniej w naszym nielicznym gronie atmosfera była wesoła i gorąca na tyle, że zostaliśmy do poniedziałku :)
poniedziałek, 26 lipca 2010
Speed Star Cup - niedziela
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz