środa, 8 września 2010

Zabiegi balneologiczne - rzecz o rajdzie Enduro w Kostomłotach



Prezes KKM Wena - Grzegorz Chorodyński

Tym razem nasz kolega z Kielc - Jarek Ozdoba - relacjonuje klubowy rajd Enduro z ostatniego weekendu zorganizowany przez działaczy KKM Wena z Kielc.Co prawda tytuł niniejszego materiału bardziej pasowałby do czasów, gdy w rajdach Enduro grupa centralnego szkolenia prowadzona przez trenera Mirosława Malca leczyła po sezonie mniejsze, czy większe kontuzje w Ciechocinku. Tym razem chodzi o rajd motocyklowy, a tytuł odpowiada rzeczywistości. Sympatyczną tradycją młodego Kieleckiego Klubu Motocyklowego Wena jest coroczna organizacja jednodniowego rajdu. Niezbyt długa i nie nazbyt udziwniona, co nie oznacza, że łatwiutka, trasa: ciekawe próby, z czego jedna organizowana na klubowym torze w pobliżu kopalni kruszywa w Kostomłotach II, no i odpowiednia atmosfera wyrobiły tym imprezom pewną renomę. W pierwszą niedzielę września bieżącego roku byliśmy świadkami już 3 Klubowego Rajdu Enduro. Bazę zawodów i depo umieszczono na dużej łące przy lesie nieopodal terenu próby Enduro Test. Do ciekawostek należy fakt, iż tor KKM Wena powstał na terenie byłych składów amunicji pobliskiej kopalni, a konkretnie tego co po tych magazynach dynamitu pozostało, czyli ziemnych obwałowań i gruzowiska. Do naturalnej konfiguracji terenu doszły przeszkody wykonane spychaczem plus okoliczny zagajnik. W sumie - bardzo fajne miejsce na popylanie motocyklem czy quadem. Biuro zawodów umieszczone pod pałatką przyjęło zgłoszenia ponad stu chętnych do sprawdzenia się w walce z czasem, pogodą, trasą, sprzętem i własnymi słabościami. Daje to obraz sporego zainteresowania rajdem, gdyż poza miejscowymi byli też goście z innych rejonów kraju, którzy pokonali często kilkusetkilometrowe dojazdówki. Kibiców i grono zawodnicze nie wystraszyła kapryśna pogoda, albowiem padało jeszcze na jakieś dwie godziny przed startem, było chłodno - aczkolwiek bez przesady i pochmurnie, obłoki wisiały tuż nad czubkami drzew. Z powodu rozmycia przez padające ostatnimi dniami deszcze fragmentów trasy, która w kilku miejscach zrobiła się po prostu nieprzejezdna, skrócono dystans do około trzydziestu kilometrów w jednym okrążeniu. W kilku miejscach nad rwącymi i głębokimi potokami ( w końcu akcja działa się w Górach Świętokrzyskich, więc nic dziwnego, że niewinne strugi zmieniły się w bystre rzeki ) ułożono prowizoryczne drewniane mostki zbite z palet. W tych przeprawach wskazana była ostrożność ponad normę, gdyż deski były bardzo śliskie i w każdej chwili można było zażyć nieplanowanej kąpieli. Dominującym elementem trasy było błoto, które potrafiło być też wrednie głębokie, o czym niejeden z uczestników przekonał się nie raz na tych zawodach. Pierwsza błotna przeprawa czekała zawodników zaraz po starcie przy wjeździe do lasu, gdzie należało pokonać dość szerokie, i co gorsza głębokie, rozlewisko. Potem należało położyć się na kierownicy, aby przejechać pod przechylonym solidnym konarem. Po krótkim krążeniu po lesie ( zgodnie ze znakami ) zawodnicy pojawiali się na Enduro Teście. I tu się zaczynało już na całego! Próba miała nawierzchnię błotnisto-gliniastą, a więc było ślisko jak na lodowisku, do tego dochodziły głębokie i rozległe kałuże. Nic zatem dziwnego, że zawodnicy odnosili wrażenia, iż uczestniczą w zajęciach ze szkoły przetrwania. Dalej było już trochę lepiej, ale wcale nie " ulgowo-asfaltowo ". Nieopodal bazy rajdu trasa prowadziła po błotnistej ścieżce wzdłuż bystrego strumienia o stromym brzegu. Od strony łąki trasa była otaśmowana, jednakże w jednym miejscu należało ominąć kolonię brzózek i krzewów zbliżając się do strumienia i przeprawić się pomiędzy drzewostanem a brzegiem rzeczki w błotnej pulpie. Jeżeli chodzi o kibiców w tym miejscu, to: ludzi, a ludzi! Chyba nie było zawodnika, który by nie zaliczył jakiejś przygody w tej borowinie, kąpiele w potoku także nie były jakąś rzadkością. Najbardziej widowiskową figurę zaliczył jeden z motocyklistów, któremu przednie koło raptownie utknęło w bagnie. Wyleciał w powietrze jak z katapulty, zaliczył solidnego kopa od kanapy, wykonał salto przez kierownicę, a na koniec zarył w nawierzchnię klasycznym " szczupakiem ". Jak to na rajdach organizowanych koło Kielc bywa, pojawiła się grupka pomagierów, którzy najpierw kierowali zawodników w największe bagno, aby potem umorusani jak nieboskie stworzenia ochotniczo pomagać w wyciąganiu pechowców z błotnej opresji. Innym miejscem kojarzącym się z Golgotą był przejazd tunelem pod torami kolejowymi w rejonie Malikowa. Należało pokonać kilkunastometrowy przepust wypełniony dość głęboką wodą, chwała Bogu nie stojącą, pomieszaną z błotem. A potem przy wyjeździe należało zmierzyć się z obfitą pulpą i podszytym wodą wzniosem terenu atakowanym z zakrętu pod kątem prostym pokonywanym bez rozpędu - nie było na to miejsca. Tamże quadowcy i motocykliści wzajemnie sobie pomagali w wyszarpywaniu swoich pojazdów z breji, bo tu akurat nie dopisali pomagierzy rekrutujący się z publiczności - do sklepu było dość daleko, a bez piwa, czy czegoś mocniejszego nie ma zazwyczaj jakoś entuzjazmu do takich działań. Próba Cross Test została zlokalizowana kilka kilometrów od opisywanego tunelu pod torami na rozległej łące w pobliżu granicy Malikowa i Górek Szczukowskich, gdzie otaśmowano wijącą się przez około cztery kilometry pętlę. Nawierzchnia tej próby sprzyjała osiąganiu przyzwoitych czasów, gdyż była sucha i przyczepna, aczkolwiek kilka bliskich spotkań z ziemią dało się na tej próbie zauważyć. Na Cross Teście pojawił się uczestnik seriali Mistrzostw Świata i Europy Rafał Bracik, niestety nie dał się namówić na pokonanie próby poza konkursem. Na 3 Klubowym Rajdzie Enduro w zależności od klasy należało pokonać trzydzieści, sześćdziesiąt lub dziewięćdziesiąt kilometrów. Dystans to może nie rzucający na ziemię, ale trudy trasy robiły swoje i zawodnicy kończący zmagania byli bez wyjątku zmęczeni, ale szczęśliwi, że to już koniec tej męki. Trudy zawodów, a także awarie sprzętu poważnie przerzedziły grono tych, którzy przebyli cały dystans rajdu. Jednak w opinii zarówno zawodników, jak i kibiców trasa była wymagająca, ale do przejechania praktycznie dla każdego. Chwalono oznakowanie trasy, nie zdarzyły się przypadki zrywania znaków, co w przypadku imprez jakby większej rangi czasem się w naszym kraju zdarza. W nieomalże męskim gronie zawodników był jeden " rodzynek ", czyli zawodniczka raźno pomykająca po trasie i próbach KTM-em 125 EXC, niestety nie udało jej się osiągnąć mety, a szkoda... Tytułem podsumowania należy uznać rajd zorganizowany przez KKM Wena, przy pomocy sponsorów ( Farby Para i Agip ) i mediów ( Echo Dnia, High Speed i TVP Kielce ) za dobrą imprezę aspirującą do miana rajdu Enduro z prawdziwego zdarzenia z ciekawą i wymagającą trasą, interesującymi próbami i sprawną organizacją. Teraz przed zapaleńcami z Weny stoi kolejne wyzwanie organizacyjne, czyli Kielcberg 2010. Już teraz warto zaklepać termin 25-26 września, albowiem szykuje się kolejna dobra impreza.

Jarek Ozdoba

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz