czwartek, 18 listopada 2010

Już 15 lat bez motocykli "made in Czechoslovakia"


Dzisiaj prezentujemy kolejny artykuł Jarka Ozdoby traktujący o tym co się już nie wróci... na szczęście:-). Ciekaw jestem, czy są jeszcze czynni motocyklisci pamiętający tamte czasy? Oprócz kolegów weteranów oczywiście:-). Zdjęcia z kolekcji autora. Swoją drogą, ciekawe, kto jest na tych zdjęciach?Jakoś tak niepostrzeżenie doczekaliśmy się pewnego jubileuszu. Swoją drogą - jak ten czas leci! Równo piętnaście lat temu, czyli w sezonie 1995 nie pojawił się na starcie imprezy rangi Mistrzostw Polski w rajdach Enduro ani jeden motocykl " made in Czechoslovakia ", czyli CZ 125 i Jawa Enduro. Te ostatnie uchodzą dzisiaj, obok Simsonów GS i MZ GT, za klasyki poszukiwane przez kolekcjonerów.


Czeskie wyczynówki przez ponad dwie dekady stanowiły podstawowy sprzęt do uprawiania Enduro w naszym kraju. Rzecz jasna pomimo zapewnień o przyjaźni motocykle dostarczane do magazynów OTZ PZMot. były o krok do tyłu w stosunku do modeli dosiadanych przez zawodników z ówczesnej CSRS. Nic dziwnego, gdyż w tamtych latach w rajdach odnosiliśmy dość regularnie sukcesy stanowiąc realną konkurencję dla Czechosłowaków dosiadających, często prototypowych, maszyn pochodzących z jednostkowej produkcji Działu Sportu firmy Jawa w Pradze-Strasznicach.
Zrozumiałe, że w takim układzie skazani byliśmy na seryjne sztuki z zakładów Jawa Tynec produkowane na potrzeby RWPG. Kadrowe Jawy " dozbrajano " w warsztatach OTZ, wyposażając je w przednie teleskopy Marzocchi, tylne firmy Koni, obręcze Akront i błotniki Acerbisa. Czesi w ramach gestu wspaniałomyślności dostarczali dla naszych kadrowiczów motocykle wyposażone w membranę na kanale ssącym ( dla młodzieży wychowanej na współczesnych dwusuwach silnik bez membrany może wydawać się co najmniej nieporozumieniem ) i hiszpańskie iskrowniki z zapłonem tyrystorowym Motoplat oraz gaźniki Bing, czyli sprzęt ze " wsadem dewizowym ".
Motocykle przeznaczone dla klubów motorowych były ubogimi krewnymi maszyn kadrowych z zawieszeniami marki PAL, z zapłonem przerywaczowym i tylnymi błotnikami wykonanymi z żywicy i maty szklanej. Od roku 1988 na trasach zaczęły pojawiać się w większych ilościach Jawy Enduro z centralnym zawieszeniem tylnego koła, wyposażone wreszcie w membranę i iskrownik Motoplat. Inna sprawa, że cena tych cacek była ustalana chyba na księżycu i nijak się miała do poziomu i jakości wykonania. Ten ostatni czynnik powodował, że każdy, kto startował tymi sprzętami mimo woli nabierał znakomitych talentów mechanicznych.
Ech, czyż są jeszcze ludzie ślepo wierzący, że poprzez kolejne rozbieranie i składanie, ustawianie płytek, roztaczanie goleni pod drugi simmering, uda się wreszcie tak złożyć teleskopy PAL, aby ich parametry były zbliżone do tego co oferowały wyroby firmy Marzocchi? Kto pamięta, że do Jawy Enduro 250 pasowały chromowe pierścienie tłokowe od Syreny?
A złożenie korbowodu można było wykonać z elementów układu korbowego silnika Wartburga 353? Że sworzeń tłokowy i zabezpieczenia pasowały od motocykla MZ ETZ 250? Czy są jeszcze tacy, którzy operację wyciągania w warunkach polowych skrzyni biegów z karteru Jawy Enduro mogli wykonywać z zamkniętymi oczami? Kto dziś pamięta patent na osłabione sprężyny suchego sprzęgła Jawy Enduro? Należało podłożyć podkładki o odpowiedniej grubości, na przykład te od zabezpieczania owych sprężyn. W zapomnienie odszedł zwyczaj wożenia w kieszeni kilku przerywaczy od Skody pasujących do stykowego iskrownika. Ile heroicznego wysiłku kosztowały utopijne próby uszczelnienia przestrzeni iskrownika, które i tak spełzały zazwyczaj na niczym... A ileż wymyślano sposobów aby wykonać za wytwórnię to co do niej należało już w fazie produkcji, czyli zabezpieczyć puszkę filtra powietrza przed błotem i wodą? W celu przedłużenia żywotności papierowego filtra powietrza na górną ażurową pokrywę rzeczonej puszki stosowano odpowiednio przycięte kawałki cienkiej gąbki lub watoliny.
Czy ktoś jeszcze pamięta sztukę wycinania uszczelek z kartonu za pomocą uderzeń płaskim kluczem odpowiedniej rozwartości, a zatem i wagi? W zapomnienie ( i dobrze! ) odeszły środki uszczelniające typu Hermetic... Kto dziś pamięta próby zastąpienia zużytych łańcuchów napędowych, bo nowych nie było w magazynach klubowych, łańcuchami od podnośnika narzędzi kombajnu Bizon? A że te łańcuchy zużywały się w tempie błyskawicznym, bo nie były przystosowane do takich obciążeń, to już inna sprawa... Czy dzisiaj wozi się przymocowany za pomocą gumek-rajdówek do ramy i wahacza zestaw niezbędnych narzędzi? A słynne gumki-rajdówki, czyż nie należy im się słów kilka? Dziwne, że o ich zastosowaniu nikt jeszcze nie napisał pracy magisterskiej... Dzielnie służyły do mocowania wspomnianego zestawu kluczy i śrubokrętów, elementów motocykla, wspomagały sprężyny szczęk hamulcowych, przytrzymywały kopniak w pozycji zamkniętej, mocowano nimi do błotnika zapasowe dętki, służyły do mocowania awaryjnego uszkodzonych obsad klamek sprzęgła i hamulca przedniego i pełniły jeszcze wiele przeróżnych funkcji, a każdy woził w kieszeniach przynajmniej kilka ich sztuk, tak na wszelki wypadek.
Czy są jeszcze ludzie wierzący, że poprzez korektę okien kanałów cylindra CZ 125 uda się wykrzesać godziwą moc z tej maszyny? Inna sprawa, że te zabiegi z reguły kończyły się zatarciem lub eksplozją silnika połączoną ze zjawiskiem " żelaznego deszczu ", czyli rozrzucaniem metalowych trzewi wokoło. Tak, można by o tych motocyklach opowiadać jeszcze długo dorzucając coraz to nowe szczegóły... Mimo, że niejeden walcząc z tymi wytworami czeskiej techniki rzucał grube wiązanki słów powszechnie uważanych za wulgarne, to jednak fajnie się wspomina tamte sprzęty, zimy spędzone przy remontach, awarie w środku sezonu i inne atrakcje, bo jednocześnie wspomina się młodość. Czeskie wyczynówki zniknęły z tras, ale pozostaną w pamięci tych, którzy pokonywali nimi rajdowe trasy jako chyba niekoniecznie mgliste wspomnienie... Jarosław Ozdoba

4 komentarze:

  1. Super artykuł, aż łezka w oku się zakręciła. Pamiętam pierwsze kroki na jawie 250 w tamtych czasach i te wszystkie twórcze godziny rzeźby w g...nie by dało się tym cudem techniki jeździć.

    OdpowiedzUsuń
  2. ta jawa jest chłodzona wodą

    OdpowiedzUsuń
  3. Cześć Artur! Dziękuję za zamieszczenie mojego materiału traktującego o już nieco zapomnianej epoce polskiego Enduro. Tak jednak było i myśmy to przeżyli... Od razu pozwolę sobie zaspokoić Twoją ciekawość co do postaci z archiwalnych fotografii. Patrząc od góry materiału, na pierwszym zdjęciu widnieje ówczesny wielokrotny Mistrz Europy Uwe Weber z NRD na MZ GT 250. Zdjęcie poniżej przedstawia prototypową Jawę Enduro 125 V V Z chłodzoną cieczą. Niezbyt to był udany model czeskiej wytwórni i po ISDE 1987 zniknął z programu produkcji czechosłowackich wyczynówek. Na kolejnym zdjęciu widnieje ówczesny mocny punkt ekipy CSRS Jiri Cisar na prototypowej Jawie Enduro 250 V V Z chłodzonej wodą. Był to pierwszy model tego typu wykorzystujący jeszcze elementy z poprzedniego silnika. Następne zdjęcie przedstawia także Jiriego Cisara, zwanego w rajdowym światku " Carem ", tylko z drugiej strony. Kolejna fotografia przedstawia legendę polskiego Enduro i filar ówczesnych GAMK Budowlani Gdańsk Ryszarda Gancewskiego na KTM 125 EXC. Był to pierwszy motocykl wyczynowy w rajdach Enduro wyposażony w hamulce tarczowe przy obydwu kołach. Na następnym zdjęciu figuruje swego czasu największa młoda nadzieja naszego Enduro, czyli Piotr Kasperek z BKM Bielsko-Biała na Simsonie 80 GS. Następna fotografia przedstawia Sławomira Sochańskiego z Kieleckiego Klubu Motorowego na Jawie Enduro 250. Na ostatnim zdjęciu figuruje obecny prezes KTM Novi Kielce Ryszard Bracik na Jawie Enduro 250 wyposażonej w membranę i elektroniczny iskrownik Motoplat. Boże, co to było! Wszystkie fotografie pochodzą z 44 motocyklowego Rajdu Świętokrzyskiego rozegranego w Kielcach na początku maja 1986 roku. Mam nadzieję, że moje wyjaśnienia w pełni zaspokoiły Twoją ciekawość co prehistorycznych czasów i tamtych rajdów, a także tamtych asów. Tobie, a także całej rozkochanej w Enduro ekipie z Trójmiasta życzę sympatycznego weekendu i ( rzecz jasna ) pozdrawiam was bardzo serdecznie ze stolicy polskiego Enduro - Jarosław Ozdoba.

    OdpowiedzUsuń
  4. Sam artykuł pokazuje jedno- dobrze,że mieliśmy wtedy do dyspozycji właśnie knedle a nie ryżowce bo nawet z ogarnięciem technicznym knedli mieliśmy kłopoty a co dopiero serwisowanie wyczynowego ryża... wtedy to dopiero była by opinia,że ryże są awaryjne u nas w kraju tak się właśnie rodzą opinie- czegoś nie ogarniamy więc jest chu**we

    OdpowiedzUsuń