piątek, 13 stycznia 2012

PZM Warszawa w Granadzie, czyli nasi na 75 ISDE - 2000


Jarek Ozdoba zdecydował się wreszcie podrzucić cos na naszą stronę. Tym razem historia toczy się w roku 2000, a bohaterami są Bartek Obłucki, Łukasz Bartos i Łukasz Kurowski. Ten ostatni na zdjęciu obok z MP w 2006 roku, kiedy Qurak rządził w polskim Enduro.


W kronikach dziejów Polskiego Związku Motorowego ( który - jak twierdził we swej fraszce Stanisław Jerzy Lec: " prężny jest i zdrowy " ) rok 2000 - lub jak wolą zwolennicy magii dat: Dwutysięczny - zapisał się jako rok jubileuszu półwiecza istnienia organizacji. Miedzy innymi w ramach owego pięćdziesięciolecia rzucono pomysł wystawienia na też jubileuszowej, bo 75 Sześciodniówce Motocyklowej z bazą w andaluzyjskiej Granadzie, polskiego zespołu seniorów w najważniejszej kategorii imprezy - World Trophy. W tym towarzystwie nie oglądano naszych rodaków od pięciu lat. Po jeleniogórskiej ISDE w 1995 roku, będącej dla naszych zespołów istną klęską na własnym podwórku ( będzie jeszcze okazja o tym wspominać, jak sądzę ) w latach 1996 - 1997 wystawialiśmy jedynie trzyosobowy zespół klubowy pod szyldem PZMotu, w australijskim Traralgon w 1998, ku zawodowi miejscowej Polonii, byliśmy Wielkimi Nieobecnymi, natomiast w 1999 roku w Portugalii samotnie polskich barw bronił Bartosz Obłucki. A zatem latem 2000 roku w krajowym światku Enduro powiało sensacją. Polski Związek Motorowy ustawił poprzeczkę uprawniającą do kandydowania do zespołu Trophy na wysokości dwustu punktów zdobytych w rajdach serialu Mistrzostw Europy, który to dorobek stanowił przepustkę do trzydniowego Finału ME w portugalskim Tomar. Wymogi spełnili: Bartosz Obłucki, Wojciech Rencz, Maciej Wróbel, Ryszard Augustyn i Zbigniew Przybyła. W szerokim składzie do startu w Tomar znalezli się jeszcze Łukaszowie: Bartos i Kurowski, a także wykładający własne środki na start w Portugalii Marek Przybysz i Piotr Krasuski. Ale - jak to nader często w życiu bywa, gdy doszło do bardziej szczegółowych rozmów na temat spraw finansowych dotyczących startu Polaków na ISDE w Granadzie pojawiły się spore rozbieżności na linii: PZM - zainteresowani zawodnicy. Jak łatwo się można domyśleć, sprawa startu polskiego zespołu World Trophy na 75 ISDE trafiła do kosza. Honoru Biało-Czerwonych w górach Andaluzji miał bronić jedynie trzyosobowy zespół klubowy ( Bartosz Obłucki, Łukasz Bartos i Łukasz Kurowski ) zgłoszony jako PZM Warszawa. Szefem ekipy został Marek Sikora, ówczesny Przewodniczący GKSM. Sewis - sprawa niebagatelna, a często niedoceniana w rajdach Enduro - spoczął głównie na barkach Jarosława Kurowskiego i Jacka Obłuckiego. Hiszpańska jubileuszowa Sześciodniówka miała bazę zlokalizowaną wokół dużego stadionu piłkarskiego w centrum Granady, co stanowi raczej rzadkość na tego typu imprezach. Miejscowa " drogówka " sprawnie zabezpieczała okoliczne ulice i skrzyżowania, a także trasy dojazdowe. Mieszkańcy miasta chyba lubili Enduro, bo nikt nie narzekał na chmary terenowych motocykli kręcących się po grodzie i okolicach. Oficjalnym terminem 75 International Six Days Enduro był 31 pazdziernika - 5 listopada 2000 roku. Ale okazały Start Honorowy odbył się już trzydziestego spod Pałacu Sprawiedliwości. Wystartowało równo sześciuset pięćdziesięciu zawodników z całego świata. W gronie 98 zespołów klubowych trzy dumne polskie sierotki pod szyldem PZM Warszawa. Czy dadzą radę? Dojadą do mety Six Days? Panie i Panowie! 75 Sześciodniówkę Motocyklową uważamy za otwartą! Pierwszy dzień ISDE nie był zbyt wymagający, aczkolwiek dominowała trudna górska trasa ze stromymi zjazdami i podjazdami, a tego było 240 kilometrów w jednym z dwóch okrążeń. Do tego dochodziła pogodowa zabawa w deszcz i słońce. Ale trasa - choć wymagająca kondycji i " pary " w rękach - to jedno, a próby: Cross Test i Enduro Test, gdzie trzeba na całego walczyć z umykającym czasem i zmiennym terenem, to drugie. I oto, po zakończeniu zmagań pierwszego dnia Sześciodniówki i ogłoszeniu wyników, w polskim obozie szok, zaskoczenie i radość. PZM Warszawa wśród klubów na czwartym miejscu! Tyle, że do końca imprezy jest jeszcze pięć długich, pełnych niewiadomych, dni... Dzień drugi andaluzyjskiej edycji Six Days był powtórką dnia poprzedniego. Ta sama trasa, ale już wybita, takie same próby i identyczne limity czasowe. Przebito jedynie znaki kierunkowe na te z obowiącym drugiego dnia kolorem. Trwa pogodowa zabawa w zmienność - upał zmienia się w chłód i deszcz, by po jakimś czasie słońce podnosiło skalę termometrów ostro w górę. W klasie 250 4T nasz Bartosz Obłucki oscyluje w pobliżu czołówki. Jadąc fabryczną Husqvarną lokuje się na ósmej pozycji. Używający KTM-ów 125 EXC obaj Łukaszowie zajmują odpowiednio miejsca - 54 ( Kurowski ) i 57 ( Bartos ). W gronie klubowiczów nasze trio nadal na czwartej lokacie. W gronie ekip walczących o najwyższą stawkę imprezy, czyli World Trophy, niepokojące wieści dochodzą z obozu Finlandii. Samuli Aro fatalnie " poszedł w kozły ", czego efektem było złamanie obojczyka i nogi. Czy Finowie w piątkę obronią zdobyte w roku 1999 World Trophy? Dzień trzeci 75 ISDE przyniósł kolejną sensację rodem z obozu fińskiego. Silnik ( wzruszająco wiernego tej marce ) Husqvarny WR 125 Petteri Silvana zastrajkował na półmetku imprezy! Tak oto murowani faworyci Sześciodniówki w Granadzie wylądowali na dziewiętnastym miejscu w kategorii World Trophy. Na prowadzenie wysunęli się Włosi wyprzedzając gospodarzy. Podczas startu zanotowano jedynie t r z y stopnie Celsjusza, ale było słonecznie i sucho, co spowodowało wprowadzenie czasów " A ". Co było słychać w gronie najbardziej nas interesujących klubowych trójek? Zacznijmy od dobrych wieści. Zespół PZM Warszawa nadal na miejscu czwartym. Bartosz Obłucki nie opuszcza ósmej pozycji, ale jest drugi w klasie wśród zawodników używających motocykli Husqvarna TE 250. Za to w KTM-ie Łukasza Bartosa dzieją się jakieś cuda z instalacją elektryczną. Mimo to nasz zawodnik melduje się na pięćdziesiątym piątym miejscu w klasie 125. Łukasz Kurowski jadący także jednośladem z Mattighofen, ale bezawaryjnym ( odpukać! ) lokuje się na pięćdziesiątej pierwszej pozycji. Czwarty dzień 75 Sześciodniówki Motocyklowej przynosi po nocnej ulewie istne grzęzawisko na trasie. Posypały się spóznienia, protesty spływały do Jury lawinowo, anulowano czasy zastępując je wariantem " C ", wprowadzano dorazne objazdy - słowem: całkiem niezłe zamieszanie! Ale pomimo tego całego zamętu, a także niepokojących stuków i gwizdów w silniku motocykla Łukasza Bartosa zespół PZM Warszawa nadal widnieje w klasyfikacji na czwartym miejscu! Piąty dzień andaluzyjskiej Sześciodniówki przyniósł wiele wieści mogących bardziej wrażliwych przyprawić o palpitacje. Aby skala gradacji była odpowiednia zacznijmy od Łukasza Bartosa. Silnik jego KTM-a definitywnie padł p i ę ć d z i e s i ą t kilometrów przed metą dnia! Z doskonałej - biorąc pod uwagę możliwości i konkurencję - pozycji czwartej efektownie zjeżdżamy na tyłku, by wylądować na pięćdziesiątym drugim miejscu wśród zespołów klubowych. Pociechą jest awans Bartosza Obłuckiego na piątą lokatę w klasie 250 4T i skok na czterdzieste miejsce Łukasza Kurowskiego w 125. Ale chyba nie wszystko jest do końca stracone...Międzynarodowe Jury na skutek stanowczych protestów, popartych twardymi argumentami, ekip Portugalii, Meksyku i Argentyny, anuluje drugą i trzecią próbę Cross Test. Wcześniej, po nocnej burzy, odwołano skracając trasę trzy ostatnie Punkty Kontroli Czasu. W ten sposób Day Five ogranicza się do bez mała półtorej " kółka ". Decyzja Jury przynosi też dobre nastroje wśród naszych - PZM Warszawa wraca na czwarte miejsce! Jest tylko jeden problemik - motocykl Łukasza Bartosa nie został wprowadzony do Parc Ferme... Na szczęście jeden z haczyków regulaminu ISDE zezwala na jednokrotny start pomimo nieukończenia poprzedniego dnia przez zawodnika z zespołu klubowego, a więc jest nadzieja... Łukasz Bartos dostał dość nieoczekiwaną propozycję użyczenia jednostki napędowej od startującej w tej Sześciodniówce... Japonki. Gejszę mocna kontuzja wyeliminowała z jazdy, kończąc jej udział w International Six Days Enduro. Jakich uroków, argumentów i inych zakusów użyli nasi wobec dziewczyny z Kraju Kwitnącej Wiśni niechaj pozostanie ich tajemnicą... Szósty dzień Six Days to tradycyjnie krótka ( w porównaniu z poprzednimi etapami ) trasa i finałowy motocross, emocjonujący nie tylko publiczność, ale także dziennikarzy, zawodników i inne osoby, które w każdej Sześciodniówce są po prostu nieodzowne. Jak wiadomo - podczas ISDE walka trwa do samego końca. Łukasz Bartos jadący poza konkurencją przeżył po raz kolejny chwilę zwątpienia. Pożyczony od dziewczyny z dalekiej Japonii silnik rodem z Mattighofen efektownie eksplodował! Fatum, czy co? Ale - co tam! Sa też inne i to bardziej pomyślne wieści. Bartosz Obłucki jest trzeci na motocrossie w swojej klasie. Hiszpańskie hostessy z Telefonica Movi Star gorąco obcałowują Polaka! Łukasz Kurowski jest osiemnasty na mecie wobec czterdziestu startujących w jego grupie. Szkoda tylko, że było tak niewiele polskich flag... Ostatnie posiedzenie Międzynarodowego Jury przynosi kolejne zaskoczenie: druga pętla przedostatniego dnia Sześciodniówki zostaje anulowana! Z powodu dużej ilości kurzu ograniczającego wioczność ( ciekawe - przecież zawodnicy jechali dojazdówkę, a potem ścigali się na motocrossie! ) anulowano też rezultaty dnia szóstego. Para poszła w gwizdek... Jak było, tak było, ale trzeba uczciwie przyznać, że nasza trójka zgłoszona do udziału w 75 Sześciodniówce Motocyklowej dokonala dużo większego wyczynu niż się od nich spodziewano. Jarosław Ozdoba

2 komentarze:

  1. Kochani tam jest jedna mała pomyłka, w 2006r na polskiej scenie enduro rządził fin Jari Mattila ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hehe zgadza się, chociaż z drugiej strony Jari to takie mało polskie enduro a bardziej fińskie :)

    OdpowiedzUsuń