piątek, 20 stycznia 2012

Zaczynamy sezon, czyli Enduro w Suchedniowie - 1994

.

Jarek Ozdoba nie zwalnia tempa. Tym razem bedzie o zawodach w Suchedniowie - bardziej z "naszej" epoki, bo z roku 1994. Sam czytam te relacje z przyjemnością, tym bardziej, że z większością bohaterów sam się ścigałem. Jeszcze nie tak dawno przecież. W końcu kilku z nich wciąż szykuje się do kolejnego sezonu:).

W uzupełnieniu materiału o imprezie w Suchedniowie anno 1994 podesłałem Ci też kilka zdjęć z tamtej imprezy. Aby obraz był pełny, pozwalam sobie na pewne objaśnienia typu: " who is who " na tych niewątpliwie urokliwych zdjęciach sprzed lat. Arcyciekawą figurę na jednym z podjazdów leśnego odcinka próby nad zalewem wykonuje Jacek Kotowski z KKM Kwidzyn - numer 84, wśród publiczności można dostrzec Marka Sikorę. Na tej samej próbie, ale po piaszczystej łące z numerem startowym 2 walczy z czasem i konkurentami Maciej Wróbel ( BKM Bielsko-Biała/Rafineria Czechowice ). Zdjęcie przedstawiające uroczy błotny leśny odcinek ( ten który oznakowywano przy pomocy ciągnika z napędem 4WD ) pokazuje w kadrze Marcina Nikla ( RTM Radom, numer 107 ) i Marka Dąbrowskiego ( Automobilklub Polski Warszawa, numer 133 ). Na kolejnym zdjęciu znowu mamy do czynienia z podjazdem na próbie zlokalizowanej w pobliżu suchedniowskiego akwenu, tym razem widzimy w akcji pomagających ofiarnie kibiców. Ostatnie zdjęcie w tym zestawie ukazuje Wojciecha Rencza ( Automobilklub Głogów, nr 21 ) podczas przeprawy błotnej w lesie nieopodal Suchedniowa. Drugi załącznik zawiera zdjęcie Wojciecha Rencza wyjeżdżającego na bardziej suchy grunt po pokonaniu odcinka nurtem rzeki Kamionki pod mostem koło Ostojowa. Życzę miłego przeglądania rzeczonych zdjęć, które pochodzą z mojego archiwum, a ich autorami są: Stanisław Brzósko i Andrzej Martynkin. Jarosław OzdobaPierwszy rajd sezonu z reguły budzi zaciekawienie co do zbrojeń sprzętowych i formy konkurentów po okresie zimowym. Nie inaczej było u progu sezonu 1994. Po roku przerwy rajdy Enduro powróciły na Kielecczyznę, by w terminie 09-10 kwietnia imprezą z bazą w Suchedniowie zainaugurować kolejny serial zmagań na krajowym podwórku. Po wielu latach odkryto na nowo walory terenowe Suchedniowa i okolic jako nader przydatne do zorganizowania rajdu Enduro z prawdziwego zdarzenia. Wspomniane okolice gościły niegdyś dość regularnie uczestników rajdów motocyklowych, potem temat uległ pewnej hibernacji, aby wrócić jako 1 Motocyklowy Rajd Suchedniowski, już w nowych realich ustrojowych. W Suchedniowie zaawizowali swój start zwycięzcy kategorii World Trophy 68 Sześciodniówki Motocyklowej z 1993 roku. Kibiców cieszyły zapowiedzi startu Ryszarda Augustyna, Marka Dąbrowskiego, Wiktora Iwańskiego, Wojciecha Rencza ( Andrzej Rencz wtedy nie bawił się w spikerkę na zawodach, a szkoda... ), Andrzeja Tomiczka i Macieja Wróbla. Nie zabrakło także Sebastiana Krywulta, który w Assen jechał indywidualnie, poza zespołem narodowym. Pojawiło się oczywiście również wielu innych ówczesnych - niektórzy jeżdżą do dzisiaj - herosów polskiego Enduro na podsuchedniowskich trasach. Ekipa BKM Bielsko-Biała po uzyskaniu możnego sponsora ( rzecz w polskim Enduro raczej niespotykana ) w osobie Rafinerii Czechowice wystawiła w stawce dziewięć nowych motocykli włoskiej marki TM, bardzo cenionej w tamtych latach w krajowym Enduro, dorzucając do składu wykonane na zamówienie dwie Aprilie RX 50. Nową siłą w naszym rajdowym krajobrazie objawił się zespół Automobilklubu Polski Warszawa złożony głównie z zawodników startujących do tej pory w ekipach AMK Pałac Młodzieży Warszawa i SKM Szarak Sochaczew. Mocne nazwiska w składach miały AK Głogów, KKM Kwidzyn i AMK Grodków. Swoisty rekord wyśrubowały kluby wywodzące się z ówczesnego Zarządu Okręgowego PZM w Kielcach, gdyż startowali przedstawiciele aż czterech klubów ( KKM Kielce, KTM Novi, ŚKM Kielce i RTM Radom ) z tego regionu. Ciekawostką tamtej imprezy był debiut, i to dość udany, trzynastoletniego wtedy Bartosza Obłuckiego. Pięćdziesiątka marki Fantic nie dotarła do Góry Kalwarii przed terminem rajdu w Suchedniowie, więc w odwodzie pozostał Simson S51 Enduro. Mocne i trwałe opady deszczu jakie miały miejsce przez kilka dni przed zawodami ( to poniekąd specyfika kieleckich rajdów ) plus pozostałości po zimie tkwiące w lasach, a także specyfika miejscowego terenu o wielorakim podłożu, od kamieni po piasek, prognozowały wymagający rajd. W myśl obowiązującego wówczas regulaminu przygotowano około czterdziestokilometrową pętlę, którą w sobotę klasy seniorów i juniorów pokonywały siedem razy - juniorzy w innych limitach czasowych.


Zawodnicy klasy 125 jechali pięć okrążeń, a młodzież z klasy 50 pokonywała dwa kółka trasy. W niedzielę wszyscy jechali cztery pętle ( klasa 50 dwie ) i po godzinnej przerwie startowano w finałowym motocrossie z podziałem na klasy. Do tego dochodziły po dwie próby terenowe na trasie. Jedną zlokalizowano na piaszczystej łące i w zalesionym wzgórzu nieopodal miejscowego zalewu. Drugą z prób wytyczała plątanina taśm w wyrobisku gliny należącym do fabryki Marywil znanej z różnych kamionkowych wyrobów. Choć w dniach rajdu było bezdeszczowo, a momentami nawet słonecznie i ciepło, to wszechobecne na trasie błoto i głębokie kałuże mocno dawały się we znaki zawodnikom. Aczkolwiek dla uczestników holenderskiej Six Days taka sceneria wydawała się dziwnie znajoma... Nader śliska glina i spore kałuże dominujące w wyrobisku Marywilu były wyzwaniem dla zawodników i uciechą dla publiczności, a nie od wczoraj wiadomo, iż prawdziwy kibic Enduro nie baczy na warunki w jakich przychodzi mu obserwować zmagania zawodników. Słońce, czy deszcz nie mają znaczenia. Mokry piasek, duża stromizna podjazdów i mnóstwo korzeni na leśnym odcinku znamionowały próbę zlokalizowaną nad suchedniowskim akwenem, gdzie motocykliści w szpalerze drzew i kibiców mknęli z odkręconymi manetkami gazu walcząc z czasem. Ciekawostką trasy, oczywiście obstawioną kibicami, był przejazd korytem rzeki Kamionki pod mostem ówczesnej trasy numer siedem w pobliżu Ostojowa. Tamże, po dość długim odcinku prowadzącym drogą gruntową, strzałki wytyczające kierunek prowadziły zawodników ku rzeczce, a po wiosennych roztopach - rwącemu potokowi. Znaki potwierdzające przymocowane do konstrukcji mostu wyjaśniały sprawę. Zapędy ewentualnych wygodnickich myślących o przejechaniu wzdłuż ogrodzenia posesji i po przecięciu asfaltu wrócić przez łąkę na trasę, ale już po drugiej stronie mostka i w ten sposób uniknąć przeprawy, studziła obecność policyjnego Poloneza z załogą. Jako środek dodatkowy zastosowano ciekawe otaśmowanie w formie " xxx " biegnące od słupków drogowych do barier mostu po obu jego stronach. Do tego dochodziła obecność osób funkcyjnych. Zjazd i wyjazd tego odcinka trasy stanowiła, malowniczo rażąc publiczność i zawodników, błotna pulpa rozjechana kołami terenowych motocykli. Woda w rzece sięgała niemal do dna zbiornika paliwa. W tym miejscu utknął w sobotę Ryszard Augustyn. Woda kompletnie zalała fajkę świecy zapłonowej, a jej osuszenie w warunkach polowych zajęło niemalże pół godziny... Pecha miał także Tomasz Błachut z bielskiego BKM. Na jednym z leśnych odcinków zsumowały się: prędkość ( to co nie przeraża na asfalcie, w lesie nabiera nieco innego wymiaru ), koleiny, błota, duże kałuże i ukryty pod powierzchnią jednej z nich spory korzeń. Jak to w takich sytuacjach zazwyczaj bywa, było małe salto i twarde lądowanie. Niestety, ból w kolanie pozwolił jedynie na dotarcie do najbliższego PKC-u. W skarżyskim szpitalu zdiagnozowano skręcenie stawu kolanowego. Na rajdzie w Suchedniowie dopisali kibice, licznie obstawiając newralgiczne i widowiskowe punkty trasy, no i rzecz jasna obydwie próby oraz finałowy motocross. Szczęśliwie obyło się bez większych wygłupów ze strony publiki, ani prób " urozmaicania " fragmentów trasy. Cieszy taka postawa, bo jak wiadomo odpowiedzialne zachowanie kibiców na rajdach organizowanych w bliższych lub dalszych okolicach Kielc czasem na pstrym koniu jezdzi... Motocyklowy Rajd Suchedniowski pomimo wymagającej trasy, o dziwo nie obfitował w zbyt duży odsetek tych, którzy stając na starcie nie osiągnęli mety. Z grona pięćdziesięciu siedmiu chętnych do startu sklasyfikowano czterdziestu ośmiu. W tamtych czsach nie istniał Puchar PZM przemianowany następnie na Puchar Polski, a quady posiadała jedynie Straż Graniczna, stąd taka frekwencja, zresztą dość przyzwoita jak na tamte lata. W klasie Otwartej Senior w obydwa dni rządził Maciej Wróbel ( BKM/Rafineria Czechowice ) trzymając w szachu Wojciecha Rencza z Głogowa. Trzeci w sobotę był Andrzej Tomiczek, również reprezentujący klub inżyniera Nalepki. W niedzielę na pudło wskoczył Mariusz Czachor ( AP Warszawa ). Jego brat Jacek w Suchedniowie tylko kibicował. Klasa Otwarta Junior w obydwa dni znalazła się w rękach Sebastiana Krywulta ( BKM/Rafineria ), który wyprzedził Wiktora Iwańskiego z Głogowa ( był dwukrotnie drugi ). W sobotę trzeci był Michał Ostrzyżek z KKM Kwidzyn, a w niedzielę lepszy okazał się Jacek Kothe z gdyńskiego Bałtyku. Klasę 125 w weekend zgarnął Hubert Dzianok z KTM Novi, przed dwukrotnie drugim Danielem Chrobakiem z BKM/Rafinerii. W sobotę trzeci w tej klasie był kolejny " młody gniewny " z KTM Novi - Robert Derela. Jednakże w niedzielę na tym miejscu odnotowano Artura Siwińskigo ze stołecznego Automobilklubu Polski. Wśród najmłodszych walczących w klasie 50 rywali zdeklasował Robert Warchoł z Głogowa. Drugi w sobotę był reprezentant Bielska Klaudiusz Bartosik, który następnego dnia uległ klubowemu koledze Pawłowi Czekajowi. Dwukrotnie trzeci w tym gronie był wówczas Bartosz Obłucki ( AP Warszawa ), który niejednokrotnie wspominał po latach zawody w Suchedniowie jako te, jakie pamięta się do sosnowej jesionki... Był na tym rajdzie taki leśny odcinek nader obfitujący w borowinę, której to pokładów zazdrościłoby niejedno uzdrowisko z Ciechocinkiem na czele. Sęk w tym, że nie dało się go pominąć, czy jakoś sensownie ominąć, gdyż posypałoby to koncepcję trasy. W czasie znakowania błoto sięgało dobrze panad oś wahacza terenowego motocykla. Z pomocą " trasiarzom " przyszedł... ciągnik rolniczy Ursus z napędem na cztery koła. Tylko z pomocą takiego pojazdu można było przybić znaki na niespełna pięciokilometrowym odcinku trasy! Jarosław Ozdoba

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz