środa, 25 maja 2011

Speed Enduro w Sokółce



Terkotki rules:-)

Speed Enduro to taka nowa forma rywalizacji podczas której trasa rajdu zostaje ograniczona nieomal do zera, a zawodnicy rywalizują na próbach o różnym charakterze, najczęściej dość trudnych. Jeżeli próby nie są od siebie zbytnio oddalone, to kibice mają doskonały ogląd sytuacji, a centralnie zlokalizowane wyświetlanie wyników daje bieżącą informację o kolejności po poszczególnych przejazdach.Oczywiście zamiarem organizatorów zawodów w Sokółce był rajd klasyczny i taki się odbył. Jednak trasa okrężna była tak łatwa, że nie mogła przysporzyć kłopotu żadnemu uczestnikowi. Zawodnicy przelatywali pomiędzy próbami z ogromnym luzem czasowym. Na przynajmniej 2 PKC czasu było tyle, że i małą drzemkę dałoby się wykroić. Przypuszczam, że taka konfiguracja trasy wynikała z pójścia na łatwiznę. Po prostu wytyczenie ciekawszej, trudniejszej trasy wiąże się z dodatkowymi pozwoleniami ( lasy), przekonywaniem właścicieli ziemi ( opłaty ?), itd. Dwa lata temu podczas rajdu w Sokółce trasa była podobnie łatwa, zatem nie oczekiwaliśmy jakiejś zasadniczej zmiany. Z drugiej strony łatwy rajd, to możliwość bezstresowego startu dla początkujących, co zawsze podkreślałem w moich relacjach. Organizator zafundował nam ciekawy zestaw prób z krótkimi, około 20 minutowymi przelotami pomiędzy PKC. Pozostały czas okrążenia to odpoczynek na PKC. Zatem było to nic innego jak niezbyt wysilone Speed Enduro. Dobra, od czasu do czasu można przecież pojechać takie zawody. Trochę inne ale także fajne.
Wszystko byłoby dobrze gdyby zawody zaczęto montować w czwartek rano. Wtedy wystarczyłoby czasu na porządne wytyczenie prób, a zawodnicy mogliby się z nimi zapoznać przed startem. Zresztą regulamin Rajdów Enduro tak właśnie precyzuje harmonogram czasowy zawodów, wymagając aby próby specjalne były przygotowane co najmniej 24 godziny przed startem. Zatem najpóźniej powinno to być około godziny 11 w piątek. Mniej więcej o tej godzinie zaczęto dopiero je otaśmowywać. W piątek była gotowa w całości tylko próba Extreme. Próbę Cross dokończono w sobotę rano, a największe jaja były z próbą Enduro. Próba Enduro, którą starałem się obejść w piątek, była znacząco inna od tej, którą jechaliśmy podczas pierwszego koła w sobotę ( przejazd nie mierzony), a ta z kolei różniła się jeszcze od finalnej wersji, którą jechaliśmy od drugiego koła. Zatem Zarząd Okregu Polskiego Zwiazku Motorowego w Białymstoku jako organizator główny, nie specjalnie się popisał, spóźniając się o dobrą dobę z przygotowaniem rajdu. Chodzi tu także o przygotowanie depo, wytyczenie toru prób, którego przecież nie było. Wypadło to dość kiepsko, żeby nie napisać do … .

Zawody motocyklowe, a pieniądze.

Jeżeli kogoś zastanawia dlaczego tak szpetnie spóźniono się z organizacją tego rajdu, to odpowiedzi są dwie. Pierwsza możliwa, to pomroczność jakakolwiek osób odpowiedzialnych. Zważywszy na to jak przebiegały te zawody w sobotę i niedzielę, wykluczam taką ewentualność. Natomiast fakt olania zaleceń Regulaminu Rajdów Enduro można tłumaczyć tylko oszczędnościami. Po prostu taniej jest rzucić ludzi na próby od piątku niż od czwartku. Być może się mylę ale ludzie potrafią liczyć, a organizacja dobrego rajdu kosztuje. GKSM, od czasu wdrożenia dokumentu o nazwie: Strategia Rozwoju Sportu Motocyklowego na lata 2008 – 2015, boryka się z coraz większymi problemami przy organizacji zawodów motocyklowych. Wynikają one przede wszystkim z zaprzestania dofinansowania tychże i spuszczenia się w tej kwestii na siły i środki klubów motorowych. Te zaś zarządzane są różnie. Tych prężnych, ze sponsorami, to jak na lekarstwo. Reszta tak sobie żyje, nie mając najmniejszej ochoty dokładać do interesu za który odpowiedzialny jest statutowo PZM.

Na stronie www.pzm.pl można przecież przeczytać o PZM:” W dziedzinie sportów motorowych realizuje zadania polskiego związku sportowego, do najważniejszych celów Związku należy rozwój masowego i wyczynowego sportu motorowego: samochodowego, motocyklowego, żużlowego oraz kartingowego.”

Oczywiście Związek może realizować swoją odpowiedzialność w różny sposób, także obcinając dotacje. Także sięgając do kieszeni zawodników. Tak właśnie zrobiono od tego roku, ograniczając wypłaty w Enduro do pierwszych pięciu miejsc w generalce. Tłumaczy się to tym, że przecież organizator nie ma pieniędzy, więc nie można go obciążać wypłatami jakie były do tej pory. Przypomina mi to jako żywo jedną z ostatnich scen z „Misia” Stanisława Barei, gdzie w przemówieniu telewizyjnym do narodu generał pyta się: Czy musiało dojść do wprowadzenia stanu wojennego? I odpowiada sobie – Musiało, skoro doszło.
Zaiste, to logiczna prawidłowość, że potężny związek wspomaga budżet organizatora zawodów obcinając wypłaty dla zawodników, prawda? Słów brakuje. Motocykle dla kadry na ISDE weźcie od sześciu ostatnich zawodników z generalki. Logika ta sama, a co za efekt ! Poza tym niech jeżdżą szybciej, a jak nie to niech dają maszyny!

Czy wy, Panowie z GKSM naprawdę myślicie, że realizujecie swoja odpowiedzialność w sposób prawidłowy?
Czy naprawdę macie przekonanie, że zawodnicy w Polsce powinni jeździć za bezdurno?

Ja jestem daleki od takich wniosków. Z doświadczenia wiem, że te niewielkie pieniądze wypłacane jako nagrody, znaczyły bardzo wiele.
Natomiast patrząc na waszą działalność widzę, że realizacja strategii obcięcia dotacji, bo tak powinien nazywać się wzmiankowany dokument, skutkuje brakiem chętnych do organizacji zawodów motocyklowych. Zawodników jakby ubywało. W motocrossie nawet połączona klasa Open MX nie jest w stanie zgromadzić pełnej maszyny startowej.
PZM nie musi dofinansowywać zawodów motocyklowych. Musi natomiast zapewnić ich przeprowadzenie, czyli finansowanie. To wynika wprost ze statutu Związku. Sportów motorowych nie da się rozwijać bez pieniędzy. Tutaj majteczki i tenisówki nie wystarczą. Jeżeli PZM nie daje kasy i nie radzi sobie z załatwieniem sponsora cyklu zawodów, to po prostu nie realizuje swych statutowych obowiązków.
Może więc warto uwolnić nazwę „Mistrzostwa Polski” dla sportów motocyklowych. Może, zgodnie z regułą wolnego rynku, znajdzie się chętny, który zorganizuje cykl zawodów we współpracy z klubami i w oparciu o własne zaplecze. W sumie, patrząc na naszą motocyklową rzeczywistość, niewiele mamy do stracenia. Choć pewnie nie wszyscy. Bo nagle mogłoby się okazać, że GKSM wraz z całym zapleczem sędziowsko - technicznym jest po prostu niepotrzebna. Czyż nie jest to przerażająca wizja? No jest, ale nie dla wszystkich Panowie, nie dla wszystkich…:-).

Próby

Do zawodów stanęło 106 zawodników. Mało, ale bywała już gorsza frekwencja. Organizator przygotował 3 próby i był to bardzo dobry pomysł. Teren , na którym wytyczono próby był bardzo ciekawy, chociaż próbę Enduro można było poprowadzić znacznie lepiej. Tym niemniej próby były dobre. Otaśmowane poprawnie, a funkcyjnych była wystarczająca ilość do odtwarzania zerwanych taśm. To było miłe zaskoczenie, bo miałem wrażenie, że na próbach będzie zbyt mało ludzi. Wtedy wiadomo, każdy jedzie jak chce. Tak nie było, a przypadki skracania trasy zdarzały się rzadko. Po pierwszym PKC była próba Enduro, około 5-6 minutowa wytyczona w terenie zalesionym, trochę po piasku. Jak na mój gust zbyt kręta i za wolna. Jednak jechać trzeba umieć w każdych warunkach. Zaraz po niej był test Extreme. Naturalny, wytyczony w pięknym terenie. Były strome zjazdy i podjazdy, trawersiki i ciasne zawijasy. Ta próba, gotowa do obejrzenia już w piątek, była chyba najlepszą częścią tych zawodów. Po kolejnym PKC była próba Cross zlokalizowana w tym samym miejscu co 2 lata temu. Jechaliśmy ją w odwrotnym kierunku. Również niezła, 5-6 minutowa, a rządzili na niej władcy piasku, czyli ci co potrafią kroić piaskowe łuki bez odjęcia.
13-15 minut prób z kółka to dobry wynik, zatem tutaj organizator wykonał dobrą robotę. Próby były nie jeżdżone, PKP obstawione, Park Zamknięty działał sprawnie, a trasa okrężna była oznakowana dostatecznie. Widać, że organizator jak chce, umie zrobić zawody. Gdyby nie brak kierunków na dojazdy do prób i PKC oraz zbyt późne wytyczanie testów, zawody można by uznać za udane. Triumfatorzy otrzymali cenne nagrody ( hełmofony dla zwycięzców klas), jakkolwiek ceremonia dekoracji to porażka. Ja wiem. Na wszystko potrzeba kasy. Jak jej nie ma, to dziadujemy, kryjąc się gdzieś na peryferiach miasta Sokółka. I tak będziemy dziadować robiąc zawody najtańszym kosztem. To nie jest dobre. Tanie mięso to psi jedzą – mówi stare porzekadło. Chętnych do startu może w końcu zabraknąć.
Sokółka, to po Kielcach wstrząsowy powrót do rzeczywistości. Jednak Kielce to zupełnie inny budżet, no i klimat, taki bardziej rajdowy.
Nie wybrzydzając jednak zbytnio powiem, że organizatorzy zawodów w Sokółce starali się i nie wyszło najgorzej. Jednak lekceważenie regulaminu, a przy okazji zawodników, może skończyć się rewanżem. Powiedziane bowiem jest, że ten kto olewa sam olany kiedyś będzie.

Wyniki



Michał Szuster - urzędujący król Enduro

W polskim Enduro rządzi Michał Szuster ( CKM Cieszyn), a inni jadą według zasady: bij mistrza! Czasami się udaje. W sobotę mistrza pokonał Sebastian Krywult ( BKM Bielsko), który dojrzewa niczym szlachetne wino. Im starszy tym lepszy. Wprawdzie na piaskach mniejsze motocykle miały ciężko, a takim jedzie właśnie Szuster, ale do tej pory Michał dawał sobie radę. W niedzielę Szuster zrewanżował się Bastkowi, ale wygrał oba dni przewagą tylko 3 sekund. To jakby nie za wiele, co?


Bastek Krywult - pierwszy w kolejce do tronu. Wyglada na twardziela i taki jest:-).

Myślę, że Sebastian Krywult jest doskonale przygotowany do sezonu i świetnie wjeżdżony w dwusuwowego Husaberga o rzadko używanej w naszych rajdach pojemności - 300 ccm. Natomiast Michał Szuster bardziej niż z przygotowań zimowych, korzysta z talentu, którego ma zdecydowanie najwięcej wśród naszych zawodników. Jedzie w tym roku nową dla siebie marką KTM i widać potrzebuje nieco więcej czasu na dojście do optymalnej formy. Czas jednak jest po stronie Szustera i na następnych zawodach różnica pomiędzy nim, a następnym w generalce może być dużo większa niż owe 3 sekundy. Krywult zwyciężył oczywiście w klasyfikacji klasy E2/E3, a Szuster w klasie E1. Szalejący na swoim zielonym Kawasaki Marcin Frycz (BKM Bielsko) zdobył tyle samo punktów w generalce co Paweł Szymkowski ( CKM Cieszyn) - następny po Bastku wyznawca dwusuwowych Husabergów, choć o nieco mniejszej pojemności. Obaj ci kierowcy zajęli drugie miejsca w klasach pojemnościowych.


Paweł Szymkowski - wygląda jak aniołek, jeździ jak szatan:-)

Szymkowski nieustannie walczy z Krywultem. Na każdej próbie jadą jeden po drugim naciskając się wzajemnie. Najczęściej to Bastek siedzi Pawłowi na kukule, ale ten bardzo dobrze znosi presję ze strony starszego kolegi. Z kolei Marcin Frycz w czerwonych barwach na zielonym cudeńku jest miłym dla oka przerywnikiem w zalewie niebieskich, pomarańczowych czy czerwonych motocykli.


Marcin Frycz i Wacek Skolarus

Wypruwa przy tym z zielonego wszystko co mu fabryka dała. Jeżeli w trakcie sezonu Kawasaki Marcina nie poda mu czegoś z silnika rurą wydechową, to będzie można zastanowić się nad tą marką. Na piątym miejscu w generalce i trzecim w E1 przyjechał Mateusz Bembenik ( SMK Krzeniów). W tym sezonie Mateo jeździ mniej nerwowo i może odrobinkę za wolno w stosunku do swoich możliwości. Czasem zawodnik musi cofnąć się pół kroku do tyłu aby zrobić cały krok naprzód. Wydaje się, że Mateusz jest właśnie na tym etapie swojej sportowej kariery. Szósty w generalce i trzeci w E2/E3 był Wacek Skolarus ( CKM Cieszyn), który pojawił się po 4 latach nieobecności tak jakby się nic nie stało. Równa, ustabilizowana forma, luz i dobry humor. Wacek nie męczy się jeżdżeniem, widać, że to dla niego przyjemność.


12 to ani chybi Rafał Bracik

Pierwszy junior w generalce to Rafał Bracik ( KTM Novi) na 7 miejscu i oczywiście na pierwszym w klasie Junior. Zawody w Sokółce to potwierdzenie doskonałej dyspozycji Rafała. Mam wrażenie, że ubiegłoroczny motocykl Rjeju nie służył mu tak dobrze jak obecna dwusuwowa KTM-ka. Pamiętam doskonale Rafała gdy jeździł w rajdach pięćdziesiątkami jako zupełnie mały chłopczyk. Dysponował bardzo dobrą techniką jazdy i mimo mikrych rozmiarów świetnie radził sobie z motocyklem. Teraz wyrósł i zmężniał, a technika została. Została też duża odporność psychiczna, bo Rafał jedzie pod ogromną presją swego klubowego kolegi Konrada Widłaka ( KTM Novi).



Nowa siła w polskim Enduro - od lewej - Konrad Widłak i Maciek Giemza

Ten ma ogromną ochotę na tytuł Mistrza Polski i z pewnością ma na to papiery. Drugi dzień przegrał z Bracikiem tylko o 2 sekundy. Z ogromną łatwością, bardzo naturalnie składał się w łukach, kręcąc swoją ćwiartkę aż do odcięcia. Brakuje mu na pewno wyjeżdżonych motogodzin podczas ciężkich imprez. Doświadczenie tam nabyte skutkuje tym, że od pierwszego przejazdu „widzi” trasę próby i kręci prawie maksymalny czas. Kolejne starty będą poprawiać jakość jazdy kolegi Widłaka, ale nie jestem pewien, że wystarczy jej do tytułu w tym roku. Trzecie miejsce z dwóch dni zajął Adam Tomiczek (BKM Bielsko). Wygląda na to, że tytuł drużynowego Mistrza Świata zdobyty w 1993 roku nie będzie ostatnim rajdowym trofeum w rodzinie Tomiczków.
Na dziewiątym miejscu w generalce przyjechał Maciek Stolarski ( OFF Road Białystok), który w Sokółce czuje się jak u siebie w domu, a na dziesiątym – ubiegłoroczny Mistrz Polski Junior – Jakub Strzelczyk ( CKM Cieszyn). W klasie Weteran wygrał oba dni Grzegorz Chorodyński ( ET Kielce), który pod nieobecność Mirka Kowalskiego ( EORacing) ostrzy sobie zęby na kolejny tytuł Mistrza Polski. W klasie Junior 50 oczywiście dwukrotnie triumfował kolega Maciek Giemza ( KTM Novi Kielce). Quad 2K to Łukasz Eliasz (ATV Polska), a Quad 4K – Sławomir Ulan ( Automobilklub Polski).

W Sokółce zaprezentowali się również zawodnicy Pucharu Polski. Muszę przyznać, że koledzy z PP jeżdżą coraz szybciej. Pierwszego dnia, gdy Puchar jechał tyle samo kółek co MP, byłbym ze swoimi czasami dopiero na 6 miejscu w generalce Pucharu, a więc dalej niż w poprzednich sezonach. Wygrał tę klasyfikację Wojciech Mleczek (MS Myślenice) zajmując również pierwsze miejsce w klasie E1. Drugi był Maciej Kania ( BKM Bielsko) przed Wojciechem Lechowskim ( Automobilklub Polski). Obaj zajęli pierwsze i drugie miejsce w klasie E2/E3 Pucharu. Czwarte miejsce w generalce, a drugie w E1 zajął Tomek Walendowicz ( NKM Siemiatycze). Tomek już od kilku lat jeździ na bardzo dobrym poziomie, a na jeszcze wyższym jest jego obsługa serwisowa na PKC . Na miejscu piątym wylądował pierwszy weteran z Off Road Białystok – Ireneusz Guzowski.
Klasyfikację Junior wygrał Andreas Marsolek ( Hawi Opole).


Następne zawody to Sucha Hora na Słowacji, blisko granicy z Polską. Będzie to w dniach 18 i 19 czerwca, czyli za 4 tygodnie. Zawody na Słowacji nie będą łatwe, bo nigdy nie są. Góry są trudne, a pogoda może zaskoczyć jak było to w Breźnie w 2007 roku. Mam natomiast nadzieję na znacznie lepszą niż ta z 2007 roku, organizację zawodów.

Na razie jednak zapraszam ponownie do Kwidzyna gdzie w dniach 4/5 czerwca odbędą się kolejne rundy Mistrzostw Polski i Pucharu Polski w Cross Country.


Czytaj więcej...

wtorek, 17 maja 2011

200 raiderów w Łubienicy



Przed okrążeniem zapoznawczym

Tak naprawdę, to było nas więcej niż 200, bo należy doliczyć jeszcze kilku obcokrajowców, którzy postanowili wystartować w Pucharze Europy. Był między nimi również Mistrz Austrii 2010 w Cross Country - Mario Hirschmugl. Jechał bardzo dobrze ale zameldował się pierwszego dnia dopiero na 4 miejscu w klasie Senior UEM Cup. Wyraźnie nie leżała mu piaskowa trasa. W rozmowie ze mną powiedział, że w Austrii w ogóle nie ma takich piasków i nie bardzo sobie radzi podczas tych wyścigów w Łubienicy. Drugiego dnia zajął 5 miejsce, bo objechał go jeszcze Paweł Szturomski. Jadąc do Polski wiedział, że dostanie albo piasek albo błoto, a tu niespodzianka – był pełen zestaw, choć błotka było naprawdę niewiele i do szlamlochania to jeszcze dużo brakowało:-).


Dumna jedynka Kowala

Pogoda była bardzo łaskawa dla organizatora, bo popadało przed zawodami i w niedzielę podczas końcówki biegu MP oraz przez godzinę biegu PP. Mogło być znacznie gorzej, bo mogło w ogóle nie padać. Rozumiem, że atutem tego miejsca miała być właśnie trasa, ale żeby tak było, należało się bardziej postarać. Trasa zawodów była zdecydowanie za krótka, choć jej czas przejazdu mieścił się w ramach dolnej strefy stanów niskich i wynosił średnio około 7 minut i 30 sekund. Znacznie lepiej jest wtedy, gdy czas kółka to około 10 – 12 minut. Prawdziwy problem pojawił się podczas niedzielnego biegu Pucharu Polski, gdy trzeba było odciąć trudniejsze odcinki i czas kółka był niewiele dłuższy niż 5 minut.


Wyjechałem z zawodów wcześniej więc nie wiem czy koledzy z Pucharu dostali kręćka jeżdżąc półtorej godziny na 5 minutowej trasie. Mam nadzieję, że nie. Okołkowanie jak zwykle słabe. Widać, tylko w Kielcach potrafią zrobić to porządnie. W Łubienicy zerwana taśma leżała w kilku miejscach, choć funkcyjnych było więcej niż rok temu i starali się odtwarzać trasę. Także na jej trudniejszych elementach byli koledzy z chorągiewkami, zatem było w miarę bezpiecznie. Jednym wyjątkiem był podjazd tuz przy depo, gdzie kibice przebiegali jak chcieli przed idącymi na ostatnim biegu motocyklami. Tam właśnie brakło nadzoru, a skutek mógł być opłakany. Trasa nie była specjalnie trudna, ot takie popylanie po piasku w żwirowni z lekkim oddechem na dwuminutowych łąkach.


Takich żwirowni w Polsce jest pewnie kilkadziesiąt, nie wiem dlaczego ATV Polska uparł się na to miejsce. Nie ma tam prądu, nie ma wody, nie ma też publiczności. Od zawodów rangi MP czy Pucharu UEM oczekiwałbym czegoś więcej. Może to takie moje malkontenckie ujadanie, ale nie robiłbym zawodów byle gdzie i byle jak. A przede wszystkim nie przyznałbym prawa do organizacji takich zawodów. A to Rembertów, a to Łubienica, a i tak dobrze, bo nie okazało się, że będziemy jeździć w Mysiej Dziurze. Po co to? Niech będzie mniej zawodów ale lepszych jakościowo. Niektórzy przekonali się już, że poprawienie stanu klubowej kasy przez organizację zawodów, może się nie udać. Akurat w przypadku Łubienicy pewnie o to nie chodziło, bo ATV Polska Rafała Sonika daje sobie finansowo radę. O medialnym sukcesie jednak trudno mówić, bo widowisko nie przyciągnęło wielu kibiców.


Poziom sportowy był całkiem niezły lecz nie dzięki organizatorowi, a dzięki zawodnikom, którzy ścigali się naprawdę z sercem. Na zakończenie tego krótkiego opisu muszę zapisać dla ATV Polska duży plus za bardzo ładne, wykonane z piaskowca trofea i wartościowe nagrody rzeczowe. Rzadko spotyka się zawody, gdzie zawodnicy w ramach nagród otrzymują wydechy lub bardzo dobre sportowe hełmofony. Czapki z głów za pozyskanie tak hojnych sponsorów.

Wyniki

Podobnie jak w poprzednim sezonie, w Łubienicy pojawiło się sporo quadów. Cieszy taki sportowy zapał ale aby zostać dobrym zawodnikiem potrzeba wielu lat ukierunkowanego treningu. Wśród quadrocyklistów jest o to bardzo trudno, bo ośrodków kształcących młodych adeptów tego urządzenia jest bardzo mało. Tak naprawdę to słyszałem tylko o Obornikach. Zatem wśród quadów rządzi były czołowy motocrosser z Gdańska – Mateusz Wojciechowski. Mateo wykorzystuje swoją wiedzę ściganta motocrossowego, a kondycja i talent do sportów motorowych pozwoliły mu dość szybko opanować czterokołowego brata motocykla. To wystarczy aby w cuglach wygrywać w Polsce i pewnie w Pucharze UEM także. W czołówce MP potrafi ulokować się także były rajdowy motocyklista – Krzysztof Jarmuż. Obaj byli dwukołowcy walczą o podium z Grzegorzem Chrzanowskim, Dawidem Kalinowskim, Damianem Rajczykiem czy Jackiem Stelmaszykiem. Pechowo wystartował w tych zawodach Łukasz Eliasz, który, podobnie jak kolega Chrzanowski, zbyt często przypomina sobie o swym geologicznym hobby, oglądając z bliska trasę wyścigu.
W klasyfikacji Quad Pucharu UEM kolejność była następująca: Wojciechowski, Kalinowski, Rajczyk.



Carlos i Strbek

Wśród motocykli jakiś zasadniczych niespodzianek nie było. Karol Kędzierski ( GKS Bogdanka) podczas obu biegów toczył zacięty pojedynek ze Słowakiem Strbekiem, zawodnikiem, który wygrał Puchar UEM w poprzednim sezonie. Dublując mnie, przelatywali znienacka tak szybko, że ledwo nadążyłem odczytać numery z ich motocykli. Mają chłopaki zdrowie. Taka była tez kolejność w Pucharze UEM Senior – Kędzierski, Strbek i Frycz.


Łukasz Kurowski

Tak samo szybko jechał jeszcze jeden zawodnik – Łukasz Kurowski ( AMK Drwęca Ostróda). Qurak wygrał dwukrotnie klasę Senior 2 przed Pawłem Szymkowskim ( CKM Cieszyn) i Rafałem Kiczko ( KM Quercus Romanówka). W tej klasie klasyfikował się także Mirek Kowalski ( KKM Kwidzyn/ EORacing), który pierwszego dnia zajął bardzo wysokie 5 miejsce.


Kowal na trasie

W niedzielę postanowił jednak pocelować tylnym kołem w wielki kamień na łące. Udało mu się na tyle dobrze, że przez kilka dobrych minut szukał wraz z pokiereszowanym motocyklem prawidłowego kierunku jazdy. Na szczęście nic poważnego Kowalowi się nie stało, choć kolanko wydechu do śmieci, a o dobrym miejscu musiał zapomnieć. Nie stracił jednak pierwszego miejsca w Weteranach Pucharu UEM, jest więc na najlepszej drodze do obrony tego trofeum. W klasie Senior 1 za Carlosem przyjeżdżali Marcin Frycz ( BKM Bielsko) i Paweł Szturomski ( Automobilklub Głogów). Szturomski wciąż odczuwa skutki kontuzji kciuka, choć jest już dużo lepiej niż w Łęcznej.


Takie błotko to pan Pikuś dla Marcina Frycza

Frytka na trasie w Łubienicy czuł się bardzo dobrze. Pojechał bez poważnych przygód bardzo pewnie i umocnił się na drugim miejscu generalki tej klasy. Bardzo dobrze pojechał też Jakub Galiński (MX Chotomów), który wykorzystał słabszą dyspozycję Sebastiana Banasia i wskoczył na 4 miejsce generalki.
Wraz ze Spirą ( KKM Kwidzyn/EORacing) pojechaliśmy na swoim weterańskim poziomie zajmując 6 i 8 miejsce z dwóch dni, a w klasyfikacji Pucharu Europy Weteran byliśmy na 3 i 4 miejscu. Marcin ma dużą szanse na podium w tej klasyfikacji, bo zamierza pojechać w BER i Zaskow, natomiast ja wybrałem odpoczynek. Za dużo jeżdżenia szkodzi, szczególnie na kieszeń :-).
Największe przetasowania – oczywiście wśród juniorów. Z dwóch dni wygrał Adrian Piłat (TNT Motocross) przed Filipem Więckowskim (GKS Bogdanka) i Maciejem Giemzą (KTM Novi Kielce). Trzeba przyznać, że Maciek Giemza znów, po kieleckim Enduro, pokazał klasę jadąc pewnie i elegancko. Dublował mnie ze dwa razy, więc miałem okazję popatrzeć jak jedzie i musze przyznać, że sylwetką przypomina Łukasza Kurowskiego, a pewnie jest tak samo szybki jak Qurak gdy miał jego lata. Tak od dwóch lat mam oko zwrócone na Giemzę i wydaje się, że po Pawle Szymkowskim właśnie on obecnie najlepiej rokuje na przyszłość w naszym Enduro. Oczywiście wiele może się jeszcze zmienić, tym bardziej, że Giemza ma bardzo utalentowanych kolegów klubowych w osobach Konrada Widłaka, Rafała Bracika, Jana Folgi czy Szymona Frankowskiego. Doskonale rozwija się też talent Jakuba Kucharskiego, który akurat w Łubienicy nie wystartował. Niezłych juniorów ma również Bogdanka w osobach braci Więckowskich czy Jakuba Piątka. Wszystko byłoby dobrze gdyby nie malutki feler. Otóż młodzi zawodnicy z Bogdanki podłapali dziwny zwyczaj wydzierania się na zawodnika, którego właśnie mają zamiar wyprzedzić. Rozumiem, że chodzi o to aby wyprzedzanie odbyło się w sposób bezpieczny. Tym niemniej nie robi tego nikt inny, a nie sądzę aby Marcin Wójcik uczył swoich podopiecznych wyprzedzać na krzyk. Może to bowiem odnieść całkiem odwrotny skutek i przestraszony zawodnik wyprzedzany zajedzie im drogę. Piszę o tym bo to dość irytująca maniera i ostrzegawczy krzyk powinno stosować się w ostateczności, a nie z odległości 20 metrów jak to ma często miejsce. Zatem nie eeeee…, a po imieniu. To lepiej działa. Jeżeli nie znasz imienia, to krzyknij – „uwaga” i nie za każdym razem, a tylko w sytuacji podbramkowej. Wyprzedzający jest odpowiedzialny za bezpieczny manewr. Dubel nie zmienia toru jazdy i w pierwszym bezpiecznym momencie ustępuje. Mniej krzyku, a więcej rozwagi :-).
W klasyfikacji Junior Pucharu UEM wygrał Szymkowski przed Kiczko i Adamem Peto z Węgier.

W Pucharze Polski walka była równie ciekawa. Dominujący dotąd w klasie Senior 2 – Mieszko Gotkowski (Korona Elbląg) wygrał wprawdzie oba wyścigi, ale w musiał się mocno namęczyć. Zbigniew Cieślik (Amrol Team Lipnica), szczególnie drugiego dnia, naciskał bardzo mocno i przegrał z Mieszkiem tylko o sekundę. Trzeci z dwóch dni był Dominik Asłan z AP Polski.
W mniejszych motocyklach wygrał pewnie Paweł Grabowski z MX Chotomów przed Tomaszem Krawczykiem (BKM Bielsko) i Sebastianem Kunickim. W Juniorach jak zwykle mnóstwo się działo, ale premię za spokojną jazdę i pierwsze miejsce z dwóch dni zabrał Andrzej Pyzowski. Natomiast klasyfikację w klasie Weteran wygrał z dużą przewagą Wiesław Wiśniewski z Wisły Chełmno.


Wiesław Wiśniewski

Wiesiek to mocarny zawodnik posługujący się motocyklem klasy 450, normalnie klasyfikujący się w MP w Senior 2. W tym roku jest nieźle przygotowany do sezonu, bo również w MX Weteranów zanotował kilka dobrych występów. Podejrzewam, że jego obecność w wynikach PP XC jest jednorazową przygodą.

No cóż, kolejna odsłona MP i PP Cross Country za nami.
Teraz Kwidzyn 4/5 czerwca. Trasa będzie długa o dwóch rodzajach nawierzchni – glina i piasek. Jeżeli pogoda pozwoli, to będzie również krótki odcinek leśny. Hopki będą przygotowane – nic tylko się ścigać.
KKM Kwidzyn zaprasza.

Czytaj więcej...

środa, 11 maja 2011

Enduro, Enduro .. witaj kielecka góro!


Ta kielecka góra to podjazd nazywany w Kielcach – Europa, chyba jako skojarzenie z Mistrzostwami Europy, podczas których jest on zawsze włączany w trasę. Pamiętam jak jechałem go po raz pierwszy kilka lat temu. Kamieni nie było prawie w ogóle, a wystawało tylko kilka korzeni. Łukasz Kurowski, który wówczas jako młody zawodnik jeździł rajdy Enduro, podjeżdżał go chyba ze trzy razy, tak dla uciechy kibiców. A i tak zdążył na PKC. Dzisiaj, po wielu latach tłuczenia tego podjazdu, sytuacja wygląda znacznie gorzej. Podjazd jest trudny, pełen luźno leżących kamieni, wystających korzeni i uskoków w drodze na szczyt.


Podjazd Europa

Oczywiście da się go wyjechać, a czołówka Europy robi to w naprawdę imponującym stylu. Kielczanie i koledzy z Bielska radzą sobie również dobrze. Natomiast reszta, to już jak kto potrafi. Ja pozwoliłem sobie spędzić na tym podjeździe ze dwie godziny przed zawodami w piątek i znalazłem dobre ślady. Nawet jeżeli organizator otaśmował drogę najazdu, to i tak można go było wyjechać, choć jechałem na raty.


Marcin Frycz na podjeździe

No cóż, zdobywcą szczytów już nie zostanę, a w Enduro człowiek musi sobie radzić. W niedziele sprawa była łatwiejsza, bo nie było już taśm i większość jechała jak wydało – liczył się efekt, czyli obecność na PKP ulokowanego na szczycie owego podjazdu.

ZAWODY

W Kielcach rajdy są trudne i z reguły nieźle organizowane. Tym razem było jeszcze lepiej. KTM NOVI Korona Kielce pod panem Ryszardem Bracikiem zorganizował doskonałe zawody. Nie brakło niczego, co powinno być na zawodach rangi europejskiej. Było wygodne depo, wymagająca trasa, długie próby i dobrze obliczone czasy przejazdu. Funkcyjnych było w miarę, zerwane taśmy dość szybko odtwarzano. Chronometraż kolegi Grzegorza Ostrowskiego działał perfekcyjnie, a wyniki zawodów były na gwizdek. Nawet pogoda dopisała, chociaż można by się obejść bez deszczy padających z soboty na niedzielę. Do tego wszystkiego dopasowali się również kieleccy kibice, wyjątkowo podczas tego rajdu, pomocni i kulturalni. Trasa była oznakowana dobrze. Dawno już nie jechałem takich fajnych zawodów, choć lekko nie było. Do Mistrzostw Europy zgłosiło się 176 zawodników , a do Mistrzostw Polski i Pucharu Polski – dodatkowych siedemdziesięciu kilku. W sobotę wystartowało około 250 raiderów, w tym 4 zawodniczki. Blisko 90 uczestników nie ukończyło tego rajdu, więc sami widzicie, że zawody były dość trudne. Jak ktoś chciałby zacząć swoją przygodę z Enduro, to takiego rajdu nie polecam. Można znienawidzić ten sport na zawsze. Natomiast dobrze przygotowany kondycyjnie, doświadczony zawodnik powinien sobie poradzić, czerpiąc z wielogodzinnej podróży po Górach Świętokrzyskich, sporo satysfakcji.



Sylwek Jedrzejczyk i Wacek Skolarus na mecie I dnia


TRASA

Wystartowałem w sobotę o 11.22, a moto zdałem do Parku Zamkniętego o 18.41. Bez spóźnień. Trzy koła w sobotę i trzy w niedzielę. Puchar jechał po dwa koła i dla wielu chłopaków było to wybawienie. W sobotę w ostatnim kole w lesie było już dość szarawo i czasem w cieniu trasę widziałem słabo.


Grzegorz Chorodyński na mecie I dnia

Trochę to było nie fajne, bo tempo trzeba było trzymać. W niedzielę było lepiej, bo start był o półtorej godziny szybciej. Z depo ulokowanym w centrum miasta na parkingu stadionu Korony Kielce, jechaliśmy dwudziestominutową dojazdówkę do PKC, skąd ruszaliśmy w trasę. Z PKC pod mostem lecieliśmy obok torów ( nie wolno po torach, choć bywało z tym różnie :-) ) do próby Cross, wytyczonej na przebronowanej łące. Przy dojeździe na tą próbę można było zaształować maszynę w mazi, bo przejazdy wąskie, a torfowisko podmokłe. Po dwóch kołach drugiego dnia dojeżdżałem do tej próby mając przewagę nad Grzesiem Chorodyńskim i wjechałem w złą koleinę. W koło żywego ducha i musiałem moto sam wyszarpywać z błota, a sił było już bardzo niewiele.


Przed startem do testu Cross

Na próbę dojechałem na miękkich nóżkach i przejechałem ją prawie 30 sekund gorzej niż Grześ, czyli w tempie żuka gnojarka. Tym sposobem możliwe zwycięstwo z dnia rozpłynęło się w kieleckich błotach. Ten przypadek pokazuje jak złożonym, a przez to ciekawym sportem są Motocyklowe Rajdy Enduro. Można kilka godzin walczyć z konkurentami o sekundy, by jedną złą decyzją zaprzepaścić cały wysiłek. Po długiej 7-9 minutowej próbie był odcinek do drugiego PKC. Odcinek nie najtrudniejszy, ale pełen błota, podczas którego doświadczenie w szlamlochaniu miało decydujące znaczenie. ( Schlammloch – to takie niemieckie słówko oznaczające głębokie błoto – kiedyś czytałem na niemieckim portalu relację z ME w Polsce i rozbawiło mnie twierdzenie autora, że takich Schlammloch jak w Polsce, to nie uświadczysz nigdzie w Europie. Stąd nowy polski czasownik – szlamlochać – przejeżdżać przez błotko. Inna sprawą jest fakt, że Europa nie bardzo lubi szlamlochać, a najlepsi szlamlochacze pochodzą jednak z Polski.).Po drugim PKC był Enduro Test o minutę tylko krótszy niż Cross. Zatem prób na jednej pętli było na około 16 – 17 minut. Przy czym po przejeździe kilkuset zawodników nawierzchnia prób była straszliwie wybita i drugiego dnia za radą Mirka Kowalskiego mocno zwalniałem zawieszenia przed wjazdem na testy. Było bezpieczniej, bo przód już tak nie nurkował na hamowaniu, a i tak zdarzyło mi się, że na dojściu do łuku kierownica wyrwała mi się z dłoni. Jak to się stało, że wtedy nie wydachowałem, to nie mam pojęcia. Natomiast po wyjeździe z próby wracałem do ustawień podróżnych, bo na tych wolniejszych, nadgarstki byłyby do leczenia szpitalnego. Trasa od drugiego PKC obejmowała wszystko co kieleckie bezdroża mają do zaoferowania. W skład pakietu wchodziły: błota różnej wielkości, głębokości i śliskości, kamienie i korzenie, podjaździki, podjazdy i Europa podjazd oraz karkołomne zjazdy. Na prawie całej długości, szczególnie w drugim dniu, trasa wyglądała jak dzieło szalonego minera, który postanowił zdetonować na niej nadwyżki min przeciwpiechotnych. Na pierwszy PKC przyjeżdżałem z reguły z zapasem 4-6 minut, ale w drugim kole w niedzielę przyjechałem w minucie, bo musiałem zaopatrzyć terkotkami lewa chłodnicę, która odkształciła się nieco po lekkomyślnym spotkaniu z drzewem. Na szczęście trzymała ciśnienie. Podobnie jak ja :-).



Tak, tak, tam gdzie raiderzy, tam piękne dziewczyny...


WYNIKI

Osiągnięcia zawodników europejskich pozostawiamy do samodzielnego rozpoznania na stronie www.motoresults.pl w zakładce ENDURO 2011. Pewną ciekawostką jest fakt, że generalkę wygrał bardzo młody, dziewiętnastoletni zawodnik z Wysp Brytyjskich – Daniel McCanney. Czyżby nowa, wschodząca gwiazda europejskiego Enduro? Najlepszy z Polaków – Michał Szuster znalazł się na 8 miejscu. Michał przyzwyczaił nas do miejsc na podium generalki w Europie, ale zważywszy na to, że przygotowania do sezonu rozpoczął dość późno i jedzie na innym motocyklu (KTM), to ten start należy uznać za udany, tym bardziej, że Michał wygrał klasę E2 w Europie.


Michał Szuster na podjeździe

W Mistrzostwach Polski nie nastąpiły zasadnicze zmiany w układzie sił. Na pierwszym miejscu jedzie Michał Szuster ( teraz CKM Cieszyn) a za nim jego koledzy klubowi i reprezentacyjni: Sebastian Krywult i Paweł Szymkowski. Paweł po słabszej sobocie pojechał znakomicie w niedzielę i uplasował się finalnie na 4 miejscu klasy E2/E3 Junior w Europie.
Po 4 letniej przerwie pojawił się na zawodach Wacek Skolarus i nie był bynajmniej chłopcem do bicia. W generalce Mistrzostw Polski zajmuje wysoką 6 pozycję przed Marcinem Fryczem, który pojechał nieco zachowawczo. Mateusz Bembenik narzekał na zawieszenia swojego motocykla, a z rywalizacji w drugim dniu wyeliminowała go awaria elektrowni. Zaskoczył mnie pozytywnie Rafał Bracik, obejmując prowadzenie w klasie Junior MP. Nie będzie mu jednak łatwo, bo Konrad Widłak podtrzymuje swoją doskonałą dyspozycję z poprzedniego sezonu i siedzi Rafałowi na kukule przegrywając o kilkanaście sekund na 45 minut prób. A przecież w tej klasie jest jeszcze kilku dobrych raiderów, jak choćby Rafał Kiczko czy Jakub Kucharski, który pacholęciem jeszcze będąc wykazywał ogromny talent do jazdy extreme.


Jakub Kucharski na podjeździe

Bardzo udanie zadebiutował Jan Folga zajmując w tej klasie III miejsce z dwóch dni. Utrzymanie tej pozycji będzie wymagało sporego zaangażowania i co tu dużo mówić, także odrobinę szczęścia. Na koniec warto wspomnieć o niedawnym jeszcze pięćdziesiątkarzu – Andrzeju Łazarczyku, który na podium się nie zmieścił ale jechał po raz pierwszy dużym motocyklem i robił to bardzo skutecznie, kręcąc czasy niewiele gorsze od swych bardziej doświadczonych kolegów. W klasie Junior 50 doskonale pokazali się Maciek Giemza i Kacper Romaniec. Szczególnie kolega Giemza powalił mnie na kolana, bo tym swoim pierdopędem kręcił czasy znacząco lepsze niż ja. O ile lepsze, to niech sobie każdy popatrzy w wyniki, bo mnie wstyd o tym pisać :-(.


W niedziele po dekoracji ludzie rozjeżdżali się do domów i było widać, że impreza się podobała. Było wszystko co może być najlepsze w Enduro. Zawodnicy przejechali rajd bezpiecznie, a przypadkowych urazów prawie nie było. Taka impreza to prawdziwe święto tego sportu i życzyłbym sobie aby do MP i PP zgłaszało się co najmniej tylu zawodników jak do ME.

Czytaj więcej...

niedziela, 1 maja 2011

W Pile bez zmian


Wczoraj, w składzie: Krzysztof Kulesza, Marcin Spirowski i ja, pojechaliśmy pościgać się z kolegami z Pucharu Polski XC. III runda tych rozgrywek została umieszczona w Pile na torze ATV Drogbud Piła przy ul. Wawelskiej. Tylko jeden dzień zawodów. Wystartowało 105 zawodników we wszystkich klasach. To chyba nie najgorzej, zważywszy na fakt, że już od drugiej połowy poprzedniego sezonu, frekwencja na zawodach jest taka sobie.
Z uwagi na to, że już od kilku sezonów zawody organizowane w okręgu poznańskim wypadały raczej słabo, niechętnie jeździmy startować w te rejony. Jednak czasem jeździmy. Akurat wczoraj był wolny termin, a bieg XC to zupełnie niezły trening wytrzymałościowy.

Biuro zawodów

Formalności załatwiliśmy szybko. Na depo była gastronomia i sklepiki z częściami i akcesoriami. Niby wszystko nieźle, ale pogoda nie dopisała. Było bardzo sucho i wszechobecny kurz mocno przeszkadzał w rywalizacji, a także w kibicowaniu.

Przed startem

Trudno mieć do organizatora pretensje o pogodę, a nie należy liczyć także na to, że organizator nawodni przynajmniej część trasy. Wątpię zresztą, czy gdziekolwiek w Polsce, jakikolwiek organizator wydałby kasę na nawadnianie trasy XC. A powinien. Wszak chodzi o bezpieczeństwo zawodników, ale także o komfort widzów. Widowisko przesłonięte wszechobecnym pyłem staje się udręką dla wszystkich obecnych. Zatem o jakich pieniądzach mówimy? No cóż, 2 zestawy typu duży ciągnik i beczkowóz, mogą kosztować wraz z wodą nie więcej niż 500 – 600 zł na dzień zawodów. Pamiętać należy, że nawadnianie trasy robi się tylko nocą w przeddzień startów, tak aby woda zdołała wsiąknąć w podłoże. Praca od 20-24. Po takim przygotowaniu trasy kurzyć będzie się znacznie mniej i będzie bezpieczniej. Obecnie mamy taką sytuację, że organizatorzy oszczędzają na bezpieczeństwie zawodników tłumacząc się tym, że całej trasy i tak nie zdołają nawodnić. Oczywiście, że całej trasy się nie da, ale większość tak.
Wiadomo, że budżet determinuje jakość większości zawodów, przynajmniej u nas w Polsce. Jednak istnieje proste założenie. Jak nie masz pieniędzy, to nie rób zawodów. I tyle.


Po starcie Senior 1

W Pile jeździliśmy po bardzo mocno wybitej trasie, twardej i śliskiej. Na częściach piaskowych bardzo miękkiej. Coś takiego jak równanie „toru” jest w Pile chyba świętem przeżywanym i pamiętanym przez cały sezon. Nie wiem kiedy ten cud nastąpi w tym sezonie, ale dajcie nam znać. Ogłosimy to w mediach. Jazda po wybitej trasie jest trudna, ale możliwa. Zawodnik łapie swój rytm i na miarę swojej wytrzymałości walczy o miejsce. Warunek jest jednakże jeden – trzeba widzieć trasę. Wczoraj wystarczył tylko jeden konkurent, obojętnie czy wyprzedzający, czy wyprzedzany, aby tracić widoczność na długie sekundy. Nie widząc nawierzchni, siłą rzeczy, musisz zwolnić. Gdzie wówczas sens ścigania? Na takim torze przewagę osiągają ci, którzy znają go na pamięć, a przede wszystkim ci, którzy jeżdżą na dwa uda. Uda się albo nie uda.
Na szczęście nikomu nic poważnego się nie stało, a zawodnicy Pucharu potrafili trzymać emocje na wodzy walcząc o pozycję w tych skrajnie niesprzyjających warunkach. Wiadomo, każdy miał masę przygód, bo to zaduszenie, bo się ktoś przewrócił przed kołami, itd. Wśród zawodników Pucharu rozrzut umiejętności jest znacznie większy niż wśród zawodników MP. Czołówka jedzie szybko i sprawnie, a ci wolniejsi potrafią przewrócić się na łatwym elemencie. Tak zresztą powinno być, bo Puchar jest miejscem rywalizacji starych wyjadaczy i tych, dopiero wchodzących do tego sportu.



Mieszko Gotkowski na starcie

W klasie Senior 2 wygrał Mieszko Gotkowski (PKS Korona Elbląg) przed Maćkiem Kanią (BKM) i Pawłem Karlińskim ( NKM Siemiatycze). Mieszko był zresztą autorem najszybszego okrążenia, gdy pierwszy wyszedł ze startu, zrobił czas 6min51sek. W klasie Senior 1 wygrał Paweł Czeszejko (KKM Kwidzyn) przed Łukaszem Majewskim i Pawłem Grabowskim ( MX Chotomów).


Maciek Kania z BKM

Z trójmiejskich zawodników startujących w tej klasie – Arek Meredyk był 7, Grzegorz Zasada był 11, Paweł Hlavaty – 13, a Michał Dominiak – 15. Krzysiu Kulesza zrezygnował z jazdy w takich warunkach, obawiając się odnowienia zeszłorocznej, poważnej kontuzji ręki. W klasie Junior wygrał zawodnik TM Cross ATV Piła – Wojciech Kramer przed swoim klubowym kolegą Maciejem Drabem i Sebastianem Witkowskim z AMK Drwęca Ostróda. Czwarty był kolega Patryk Bździkot z Bałtyku Gdynia. Wśród Weteranów karty rozdawał Wiesław Wiśniewski z Wisły Chełmno. Drugi przyjechał Paweł Szydłowski, a trzeci – Robert Kaniewski ( GKM Grodzisk Mazowiecki). Ja zająłem czwarte miejsce jadąc trybem Enduro, bo na tryb XC mój rozum nie pozwalał.
W pozostałych klasach zwyciężali: Quad 2K Junior – Patryk Gawron z Piły, Quad 2K – Kacper Bartczak z Piły, Quad 4K – Kamil Wiśniewski.
Spirka, z uwagi na niedawno odniesioną kontuzję reki, nie startował i robił za strategosa. Niestety, zawodników miał raczej słabo dysponowanych, więc wykazał się w robieniu zdjęć, które ilustrują relację.
Teraz ME i MP Enduro w Kielcach.

Czytaj więcej...