niedziela, 30 stycznia 2011

Poradnik Enduro – pierwsze starty



Kowal podczas ME 2006 w Kwidzynie. Próba Extreme.

Decyzja zapadła – jedziesz na zawody. Ale jakie? Dysponując motocyklem rajdowym lub crossowym możesz się wybrać na każde zawody motocyklowe rozgrywane w formule motocrossu, country crossu i enduro. Jedź tam gdzie najbliżej. Tak będzie najoszczędniej. Jeżeli możesz, to startuj jak najczęściej. Start w każdych zawodach jest bardzo wartościowy dla zawodnika. Mirek Kowalski mawia żartobliwie, że udział w zawodach jest wart siedmiu treningów. Nie wiem dlaczego właśnie siedmiu, ale widocznie Kowal ma to wyliczone :-).
Dla wszystkich, którzy dopiero chcą zacząć jeździć, a także tych, którzy jeszcze nie startowali w rajdach Enduro, polecam udział w tych właśnie zawodach. Dużo zalet, mało wad. Rajdy Enduro pozwolą wam, w miarę bezstresowo, wniknąć w świat sportów motocyklowych. W ciągu dwóch dni jazdy wypracujecie lepszą wytrzymałość i poprawicie techniczny poziom jazdy. Przede wszystkim jednak wyjeździcie się porządnie.


Czasami jest trudno. Michał po wyjeździe z próby podczas ME w Kwidzynie

Kilka godzin dziennie. Te zawody są adresowane do wszystkich amatorów ujeżdżania leśnych duktów i polnych ścieżek. Zwolennicy motorowodnego enduro znajdą zawsze jakąś rzeczkę lub bagienko do przeprawy. Szczytoholicy, czyli ci, którzy muszą wjechać na każdą górkę, też będą zadowoleni. A co najważniejsze będziecie bawić się i rywalizować w majestacie prawa. Nie musicie martwić się, że zaczepi was Policja lub Straż Leśna. Nie będziecie narażeni na pogróżki spacerowiczów, a często będą wam towarzyszyły oklaski i zainteresowanie kibiców.
Tak na marginesie, to jazda poza zawodami na terenach leśnych jest niedozwolona i niebezpieczna. Wiem, że prawie każdy pozwala sobie na taką dezynwolturkę. Niestety, nie jest to najlepsza reklama dla motocyklowych sportów off road. Bezsilność spacerowiczów i służb mundurowych wobec jeżdżących motocykli, a ostatnio przede wszystkim quadów, budzi wśród tych ludzi frustrację, która skutkuje olbrzymimi kłopotami przy wytyczaniu tras zawodów, czy nawet pozyskaniu terenu pod tor motocrossowy.


Enduro to nie FMX. Zapomnijcie o czystym sprzęcie:-). Autor podczas MP Łęczna 2009.

Zatem, zamiast uprawiać turystykę leśną, bierzcie udział w zawodach. Nie potrzeba do tego żadnych specjalnych umiejętności. W rajdach Enduro każdy znajdzie swoje miejsce i kolegów, z którymi może się pościgać. A co najważniejsze – będziecie znacznie bezpieczniejsi niż podczas przypadkowego wyjazdu do lasu.
A oto kilka podstawowych informacji, które pomogą wam podczas zawodów:

1.Badania lekarskie
Obowiązują na każdych zawodach. Jednorazowe kosztują zwykle około 30 złotych i nie wiadomo, czy będą na danej imprezie wystawiane. Badania na pół roku, czyli faktycznie na sezon, kosztują około 70 złotych i można je wykonać w Przychodni Sportowo-Lekarskiej. Przy okazji rzeczywiście dowiecie się czy coś wam nie dolega. Poza tym przez sezon możecie uczestniczyć w wielu zawodach, więc będzie taniej niż jednorazowe.

2. Klub Motorowy
Stowarzyszenie ludzi dobrej woli, do którego powinniście należeć. Wprawdzie zapłacicie rocznie kilkadziesiąt złotych składek, ale klub może wam pomóc w wielu rzeczach. Poznacie kolegów, którzy jeżdżą szybciej niż wy – oni pomogą wam w treningach i na zawodach. Klub może pomóc przy takich sprawach, jak transport na zawody, czy dofinansowanie zawodnika, szczególnie takiego, który robi postępy i przywozi dla klubu punkty. Załatwia również formalności, a czasem opłaca licencję, o ile ją uzyskacie. No i bywają zawody, w których wpisowe dla zawodników nie zrzeszonych jest o 50% większe. Po co płacić więcej? Taniej jest należeć do klubu. Na stronie www.pzm.pl są linki na strony Zarządów Okręgowych PZM. Znajdujecie Okręg najbliższy waszego miejsca zamieszkania i przez internet lub telefon dowiadujecie się o kluby działające w waszym okręgu.

3. Licencja
Kosztuje rocznie pomiędzy 200, a 300 złotych i jest także, a może przede wszystkim, ubezpieczeniem zawodnika. W przypadku kontuzji podczas zawodów lub treningu zawodnik licencjonowany może otrzymać odszkodowanie od firmy ubezpieczeniowej. Kasa jak to kasa – zawsze się przyda. Chociaż musicie wiedzieć, że wypłaty są realizowane jeżeli orzeczony uszczerbek na zdrowiu przekracza 5%. Kto orzeka? Ano ubezpieczyciel. Michał Łukasik połamał dłoń w sezonie 2009 w taki sposób, że żaden z dyżurujących szpitali nie chciał jej naprawić. Operacje przeprowadził bardzo dobry chirurg ręki w gdańskim Swiss – Medzie, co oczywiście nie było za darmo. Śrub było kilka, a po 6 miesiącach kolejna operacją aby je wyjąć. Ręka jest jak nowa i nawet nie szkoda tych kilku tysięcy. Ciekawostką jest fakt, że ubezpieczyciel – ten z licencji uznał, że uszczerbek na zdrowiu był mniejszy niż 5% i nic nie wypłacił. Ubezpieczycielem w 2009 była firma – Compensa. W sezonie 2011 też jest Compensa i obowiązuje te same 5%. Lepiej żebyście nie musieli korzystać z usług ubezpieczyciela, bo żeby dostać jakieś pieniądze trzeba zrobić sobie całkiem poważne kuku, czego żadną miarą wam nie życzę.


Wypadki chodzą po ludziach. Temu koledze na szczęscie nic się nie stało:-)

Oto zapisy w obowiązującym na rok 2011 ubezpieczeniu:

Ubezpieczenie od Następstw Nieszcześliwych Wypadków w roku 2011 obejmuje
wyłącznie wypadki, jakie powstaną w kraju i zagranica podczas zorganizowanych treningów i w trakcie rozgrywania zawodów oraz w drodze, w tym powrotnej, na zawody i zorganizowane treningi.
Zawodnicy są ubezpieczeni od NNW na sumy :
25.000 zł w razie 100% kalectwa
12.500 zł w razie śmierci.

Jeżeli Ubezpieczony doznał trwałego uszczerbku na zdrowiu w wysokości 1%-100%
Compensa wypłaca taki procent sumy ubezpieczenia w jakim Ubezpieczony doznał
trwałego uszczerbku na zdrowiu.

W stosunku do wszystkich osób objętych ubezpieczeniem następstw
nieszczęśliwych wypadków, dla licencji wydawanych przez Biuro Sportu i
Marketingu ZG PZM, COMPENSA ponosi odpowiedzialność, jeśli wartość szkody przekroczy 5% sum ubezpieczenia. Wysokość odszkodowania w każdej szkodzie, pomniejszona zostaje o 5 % sumy ubezpieczenia NNW .


Inną kwestią jest fakt, że to licencyjne ubezpieczenie nie jest zbyt dobrze wynegocjowane, bo ograniczenie odpowiedzialności Compensy dotyczy większości drobnych urazów zdarzających się w sportach motorowych. Trzeba też dodać, że to ograniczenie można wyłączyć poprzez wpłatę dwukrotnie większej składki ( opłaty za licencję). Niestety wyłączenie to nie jest skuteczne podczas zawodów międzynarodowych.

Egzamin na Licencję
Podczas każdych zawodów rangi MP i Pucharu PZM jest organizowany egzamin na licencję B, a zawodnik, który ukończył przynajmniej jeden dzień zawodów i zaliczył ten egzamin ( podstawowe informacje dotyczące przede wszystkim regulaminu i bezpieczeństwa podczas zawodów) może wystąpić samodzielnie lub poprzez klub do Zarządu Okręgowego PZM o wydanie licencji B. Można też ubiegać się o licencję C, która umożliwia starty w klasie Hobby. Od sezonu 2011 Licencja A upoważnia do startów w rajdach Enduro, Country Crossie i Motocrossie. Podejrzewam, że z Licencjami B i C będzie podobnie. Pamiętajcie - licencja to ubezpieczenie – zawsze warto ją uzyskać. Jeżeli jednak macie zamiar wystartować raz albo dwa razy w roku w zawodach okręgowych w klasie Amator, to rozumiem, że jej nie wykupicie. W każdym innym wypadku warto odżałować te pieniądze. Teoretycznie regulamin dopuszcza start bez licencji tylko w jednych zawodach, w następnych trzeba już mieć licencję B lub C. Jednak niektórzy kierowcy jakoś sobie z tym radzą i oszczędnie aczkolwiek lekkomyślnie, licencji nie wykupują.

Aby wziąć udział w pierwszych zawodach, nie potrzebujesz ani licencji, ani klubu, a badania najpewniej załatwisz na miejscu.

4. Kalendarz zawodów

Kalendarz zawodów szczebla centralnego, to znaczy o Mistrzostwo Polski i Puchar PZM jest publikowany na stronie www.pzm.pl w zakładce – Sporty Motocyklowe, dla każdej specjalności oddzielnie. Terminarz obejmuje cały sezon, a ukazuje się z początkiem stycznia każdego roku. Oprócz tego organizatorzy zawodów strefowych, okręgowych i innych, informują o terminach w trakcie sezonu korzystając z najpopularniejszych portali internetowych jak www.enduro.pl, www.motox.pl i innych. Oczywiście w każdym klubie motorowym można uzyskać informację o terminach zawodów. Na stronach PZM publikowane są także regulaminy szczegółowe każdego rajdu z adresami organizatora i biura zawodów oraz samej bazy rajdu, a także z harmonogramem godzinnym.

5.Motocykl
No cóż, może nie wygracie tego rajdu, ale przecież chcecie go ukończyć. Zatem, motocykl należy przygotować. Należy założyć najlepsze ogumienie, jakie aktualnie posiadacie. Zakładamy grube dętki i pompujemy koła na około 0,9 atm. Ideałem byłoby użyć mousse-a ( czyt. mus ), czyli pianki wypełniającej oponę zamiast dętki. Niestety mousse-y są drogie i najlżej płaci się za sztukę około 100 EUR. Wprawdzie nie można ich przebić, ale mają swoją wadę. Są cięższe od dętki z powietrzem, co skutkuje zwiększeniem ciężaru nie resorowanego, jakim jest koło. Zatem przy przejściu na mousse-y należy zmienić nastawy zawieszenia. Jeżeli używa się mousse-ów tylko na zawody, to delikatnie zakładane i ściągane mogą wytrzymać cały sezon, czyli nawet 7 rajdów. Wprawdzie mousse traci z czasem swoją objętość ( uwalniają się mikropęcherzyki powietrzne zawarte w piance gumowej), ale jeżeli fabrycznie daje wypełnienie opony na poziomie 0,9 atm., to pod koniec sezonu będzie to około 0,6-0,7 atm. Taki flaczek ułatwia jazdę po kamieniach, pniach, czy na podjazdach, bo lepi się do nawierzchni. I jeszcze jedno. Mousse musi być podczas instalacji w oponie dokładnie nasmarowany specjalnym żelem ( około 25 EUR za pudełko). Nie zostawiajcie go w oponie na dłużej niż tydzień, bo gdy żel wyschnie, to podczas jazdy mousse bardzo szybko się rozkruszy.
W ramach przygotowań należy sprawdzić luzy zaworowe oraz wymienić olej wraz z filtrem oleju. Jeżeli ma być sucho, to bierzemy na zawody zapasowy, już nasączony, filtr powietrza. Wymieniamy po pierwszym dniu.

6. Zawieszenie
Na rajd Enduro regulujemy je na szybko. To znaczy zwiększamy prędkość wejścia i wyjścia teleskopów klikając wkrętami regulacyjnymi w lewo. Często spotykanym błędem u początkujących zawodników i amatorów jest jazda na tzw. kołkach, czyli bardzo wolno tłumiących zawieszeniach. Efekt jest taki, że przody urywają ręce już po pierwszych pięćdziesięciu kilometrach rajdu, a dalsza trasa staje się męczarnią. Oczywiście, jeżeli macie w teleskopach olej, który dawno stracił swoje właściwości, to żadna regulacja wam nie pomoże. Olej w teleskopach należy wymieniać przynajmniej raz na sezon. Ja w trakcie sezonu wymieniam go za każdym razem jak pociekną, czyli 3-4 razy.
Podczas pierwszych odcinków rajdu obserwujcie zawieszenia, czy zachowują się prawidłowo. Jeżeli czujecie lekki ból w nadgarstkach, albo drętwienie karku, to na pierwszym PKC należy jeszcze zmniejszyć siłę tłumienia kręcąc dwa kliki w lewo i u góry, i na dole. Jeżeli natomiast przód jest nieco „pływający”, a motocykl nie trzyma dobrze kierunku, to należy zwiększyć siłę tłumienia amortyzatorów, kręcąc dwa kliki w prawo. Czasem te dwa kliki to różnica pomiędzy niebem, a ziemią. Nie kręćcie zbyt wiele klików na raz. Do optymalnych ustawień dochodzimy małymi kroczkami.
Jeżeli nie jesteście pewni swoich ustawień, to w piątek przed zdaniem motocykla do Parku Zamkniętego, poproście kogoś doświadczonego, aby je sprawdził. To potrwa moment i myślę, że każdy zawodnik z MP wam pomoże.

7.Wyposażenie
Cały sprzęt ochronny, a szczególnie hełm motocyklowy kupujcie zawsze najlepszy, na jaki was stać. Zalecam również używanie ortez na stawy kolanowe. Można jeździć w „klatce” motocrossowej, ale ten sprzęt został wymyślony jako deflektor przeciw kamieniom wyrzucanym spod kół innych zawodników. Na rynku można znaleźć szeroką gamę tzw. zbroi motocyklowych, które chronią cały kręgosłup, barki, żebra, łokcie i przedramiona. Jeżdżę w takim sprzęcie już od sześciu lat i mogę je śmiało polecić. Wprawdzie trzeba się do nich przyzwyczaić, ale bardzo dobrze chronią ciało przy wszelkiego rodzaju paciakach, jakich pełno podczas każdego rajdu. Na rajd warto zabrać dwa komplety spodni i koszulek, po jednym na każdy dzień. Jeżeli ma padać, to ubierajcie stary sprzęt. Szkoda niszczyć nowe rzeczy, a po dwóch minutach jazdy w deszczu i tak stracą już swój wygląd. Jeżeli na trasie rajdu jest woda ( tak jest bardzo często), to buty i tak będą mokre. Nie ma żadnego pewnego sposobu, aby się przed tym zabezpieczyć. Celofany czy worki plastikowe powodują, że stopa nie oddycha, więc odradzam.


Panzertaśma jest dobra na wszystko:-)

Można otaśmować srebrną taśmą łydkę tam, gdzie kończy się but i w ten sposób zabezpieczyć się przed wodą ściekającą do buta po spodniach. Poza tym, dzięki tej taśmie, noga wystawiona na łuku nie będzie zahaczać butem o plastikową osłonę chłodnicy. Pociechą jest to, że przy aktywnej jeździe woda w butach specjalnie nie przeszkadza i stopy nie marzną. Natomiast na rajd trzeba zabierać suszarkę do włosów, aby na drugi dzień nie ubierać mokrych i zimnych butów. Brrrrr. Grypa prawie pewna. Tylko nie bierzcie suszarki żony lub dziewczyny. Dla kobiet jest to podstawowy sprzęt podtrzymujący funkcje życiowe. Mogą się zezłościć, a po co wam takie problemy?

8.Sak
Każdy zawodnik wiezie na biodrach pas zwany sakiem, w którym znajdują się rzeczy mogące pomóc w przejechaniu rajdu. Należą do nich: zapasowa świeca i klucz do świec. Zapasowa klamka hamulca i sprzęgła. Zestaw kluczy umożliwiających ich wymianę.


MP Krzeniów 2006. Wacek Skolarus i Mateusz Bembenik przed PKC. Na plecach saki.

Jeżeli złamiecie klamkę hamulca, to należy ją natychmiast wymienić. Jest to jedna z podstawowych reguł w tym sporcie. Jazda bez przedniego hamulca prawie zawsze kończy się upadkiem. Oczywiście, gdy nie macie zapasowej klamki, to musicie dojechać do PKC, ale wtedy trzeba jechać jak ślimak. Ja oprócz tego wożę w saku kilka terkotek, oraz kilka śrubek, które lubią się odkręcić i odpaść od motocykla i także zapalniczkę. Poza tym warto mieć telefon, oczywiście w szczelnym celofanie. Można rozważyć jeszcze kombinerki i lekki KTM-owski klucz do kół, dobry do prostowania zagiętej dźwigni hamulca lub zmiany biegów. Zapalniczka, według Kowala, służy do rozpalenia ogniska, gdy zgubicie w lesie drogę, a przyszła noc i trzeba się ogrzać :-).

9.Zawody
Rajdy Enduro są zawodami dwudniowymi, po 5-7 godzin dziennie. W porównaniu do Motocrossu czy Country Crossu, to bardzo dużo jeżdżenia. Każdy zawodnik musi zdać motocykl do Parku Zamkniętego. Można to zrobić w piątek po południu albo w sobotę rano. Jak komu wygodniej. Optymalnie powinno to jednak wyglądać tak:
Na zawody przyjeżdżamy w piątek po południu. Jak najwcześniej. Trzeba zapoznać się z próbami, obejrzeć niebezpieczne miejsca, zastanowić się jak przejechać je najszybciej. Potem zjeżdżamy na bazę rajdu, znajdujemy sobie miejsce na depo (najlepiej koło znajomych) i rozpakowujemy sprzęt. Motocykl jest już przygotowany i zatankowany. Idziemy do biura zawodów, gdzie dopełniamy wszystkich formalności z opłatą wpisowego włącznie. Otrzymujemy tam druk do Komisji Technicznej, gdzie pojawiamy się wraz z hełmem, motocyklem i pozostałymi dokumentami. Na lagach motocykla mocujemy przedtem kostkę transpondera, bo już od sezonu 2010 mamy doskonały pomiar czasów i wyniki live na stronie www.motoresults.pl. Dzięki temu na bazie rajdu przy każdym kółku możecie sprawdzić gdzie aktualnie jesteście w klasyfikacji rajdu i ile wam brakuje do najbliższego zawodnika. Po depo lub na torze prób jeździmy zawsze w hełmie. Za jazdę bez hełmu można zostać zdyskwalifikowanym jeszcze przed rozpoczęciem zawodów. Komisja Techniczna ma sprawdzić stan techniczny motocykla, numery startowe i oznakować części, których podczas rajdu nie wolno wymieniać. Czasem sprawdza też głośność (aktualny limit to 96 dB – crossówki ze sprawnym tłumikiem przechodzą bez problemu) i dowód rejestracyjny z ubezpieczeniem i prawem jazdy, o ile regulamin rajdu tego wymaga. Większość rajdów, za zaleceniem GKSM, jest organizowana jako zawody na trasie zamkniętej, więc te dokumenty nie są potrzebne. Jeżeli trafi się rajd, którego trasa przebiega po drogach publicznych, to trzeba założyć jakąś lampkę na tył i przód i pokazać dokumenty. Pamiętajcie w Komisji Technicznej siedzą koledzy, którzy też kochają ten sport, a często sami jeżdżą. W przypadku przeszkód nie do pokonania, należy z nimi porozmawiać. Na pewno pomogą.
Motocykl zdany, a zamiast niego otrzymaliście tzw. zwrotkę, czyli papierek, na podstawie którego odbierzecie go rano przed startem do zawodów. Zwrotkę wkładamy do kieszonki saka, aby jej nie zapomnieć na start, a sami idziemy spać, lub gdzie, kto chce. Odradzam dłuższe imprezki.
Rano idziemy na odprawę zawodników, aby dowiedzieć się czegoś o trasie, odbieramy w biurze zawodów harmonogram czasów na dany dzień i szykujemy się do startu. Swoje czasy na PKC zapisujemy wodoodpornym pisakiem na samoprzylepnym kawałku taśmy i też wkładamy do saka obok zwrotki.
Pięć minut przed swoim czasem startu odbieramy motocykl z Parku Zamkniętego. Pchamy maszynę na start. Naklejamy czasy na kierownicę. Odbieramy od sędziego kartę drogową i chowamy gdzie, kto lubi. Ja wożę w kieszonce saka. Gdy przyjdzie nasza minuta startu, odpalamy maszynę i ruszamy w trasę.

Zasady rajdów Enduro są bardzo proste. Na każdym PKC macie pojawić się w czasie wyznaczonym. Próby macie jechać najszybciej jak potraficie. Rajd wygrywa ten zawodnik, którego suma czasów z prób jest najmniejsza. Innymi słowy – najszybszy.

Uwaga!
Spóźnienie lub wjazd przed czasem na PKC dodaje się do waszej sumy czasów z prób. Spóźnicie się sekundę, a dodadzą wam całe 60 sekund. Wjedziecie na fotokomórkę o sekundę szybciej i to samo. Limit na ukończenie rajdu to 30 minut spóźnienia. Jeżeli macie więcej niż 30 minut spóźnienia, to możecie zjechać na bazę rajdu. I tak nie będziecie sklasyfikowani.


Na PKC podczas MP 2007 w Ostródzie.

Na każdy rok publikowane są na stronie www.pzm.pl szczegółowe regulaminy dla poszczególnych licencji. Warto je przeczytać, bo rzeczy takie jak limit spóźnień, mogą ulec zmianie.

Trasa okrężna to nie jest wyścig.
Jedziemy szybko i sprawnie, szczególnie pierwsze koło, gdy nie wiemy jakie są czasy. Jeżeli dojeżdża nas ktoś startujący za nami, to przepuszczamy go. Przecież i tak jedzie szybciej. Nie próbujcie dotrzymywać kroku szybszym zawodnikom. To może się dla was bardzo źle skończyć. Podczas rajdu każdy ma swoje tempo. Z reguły na każdym PKC jest kilka minut czasu, zatem szybki czy wolny, każdy zdąży.

Próba to jest ten odcinek, gdzie macie zaszaleć.
Ale z głową. Czasu straconego na upadek nie da się odrobić.

Na trasie rajdu nie wolno jeździć pod prąd.
Jedziemy tylko zgodnie z kierunkiem oznakowania. Jeżeli musimy z jakiś powodów ( zabłądzenie, awaria) zawrócić, to musimy jechać lasem obok trasy, tak, aby w żadnym wypadku nie wyjść na czołówkę z zawodnikiem jadącym po trasie. Skutki takich zderzeń są bardzo poważne, a czasem nawet tragiczne. Tylko na drogach publicznych zawodnicy mogą jechać na przeciw siebie, zgodnie z przepisami o ruchu drogowym.

Na trasie rajdu macie obowiązek udzielenia pomocy zawodnikowi poszkodowanemu.
Jeżeli tak się stało i wypadliście ze swoich czasów, to na najbliższym PKC meldujecie to sędziemu i jedziecie dalej rajd dodając do swoich czasów zaistniałe spóźnienie.


Bohater zdjęcia zakończył ewolucję bezurazowo:-)

Obejmuje was wtedy przepis o neutralizacji czasu i spóźnienie nie będzie ujęte w wynikach. Ale tylko to do pierwszego PKC, przed którym udzielaliście pomocy. Każde dodatkowe nie będzie już neutralizowane.
Na trasie rajdu spotkacie niebieskie flagi. Oznaczają, że za chwilę będzie Punkt Kontroli Przejazdu. Tam trzeba się zatrzymać, aby sędzia mógł oznaczyć nasz przejazd w protokole i na zawieszce przy kierownicy motocykla (względnie na karcie etapowej). PKP – y są często stawiane tam, gdzie jest niebezpiecznie (np. skrzyżowanie z asfaltówką) lub tam, gdzie musimy koniecznie być – wjazd na trudny odcinek lub szczyt podjazdu.
Żółte flagi oznaczają wjazd na PKC. Twój czas wjazdu na PKC liczy się dopiero od przecięcia fotokomórki przy zegarze, zatem koło żółtych flag można przejechać bez konsekwencji. W kartę drogową sędzia wpisuje czas przecięcia fotokomórki. Tak przy okazji: zgubienie karty drogowej nie skutkuje żadnymi karami, bo sędziowie mają wasze czasy wjazdu na PKC w protokołach. W takim przypadku należy zwrócić się do sędziego na PKC o wydanie nowej karty.
W pierwszym dniu zawodów, na koniec ostatniej pętli tuż przed bazą rajdu, organizator ustawia dodatkowy bezobsługowy PKC oznaczony białą flagą z czarnym krzyżem. Siedemdziesiąt metrów dalej jest stolik sędziowski, do którego podjeżdżamy o swoim czasie.


Ostróda 2007. Michał serwisuje moto przed drugim dniem

Potem wjeżdżamy na bazę rajdu, aby wykonać obsługę motocykla przed następnym dniem zawodów. Motocykl zdajemy do Parku Zamkniętego, przed którym jest ostatni PKC. Przejazd pomiędzy tymi dwoma PKC, czyli pobyt na bazie rajdu, nie może być dłuższy niż 15 minut. Może być krótszy. Ten końcowy PKC, tuż przed zdaniem maszyny do Parku Zamkniętego, jest jedynym, na który można wjechać przed swoim czasem bez karnych sekund. Również drugiego dnia, gdy kończymy rajd.



Tak dojechaliśmy do końca zawodów. Oklaskujemy zdobywców wazonów, pakujemy się i gonimy do domu. Po dobrym rajdzie przyda się ze dwa dni wypoczynku.

Zdjęcia z kolekcji autora.


Czytaj więcej...

środa, 26 stycznia 2011

Regulaminy na sezon 2011


Na stronie www.pzm.pl ukazały się regulaminy do zawodów motocyklowych szczebla centralnego na rok 2011. Niewiele się zmienia, ale jednak. Otóż wprowadzono do regulaminu Enduro klasę Hobby, rozgrywaną regionalnie. Oznacza to, że w tej klasyfikacji nie będzie sumy punktów zdobytych w sezonie, tylko zostaną wyłonieni triumfatorzy poszczególnych zawodów. Wydaje się, że to bardzo dobry pomysł. Wiadomo, że organizacja rajdu Enduro jest znacznie bardziej skomplikowana niż innych zawodów off roadowych, więc bardzo rzadko organizuje się rajdy strefowe czy klubowe. W zasadzie tylko KKM Wena z Kielc organizuje takie przedsięwzięcia. W nowym sezonie, przy okazji organizacji rajdów szczebla Mistrzostw Polski, zawodnicy klasy Hobby będą mogli walczyć o trofea, bez obaw, że nie odnajdą się wśród szybciej jeżdżących zawodników Pucharu i Mistrzostw Polski. W regulaminie Pucharu Polski w taki sposób opisano tę klasę:
Hobby
Motocykle o dowolnej pojemności i rodzaju silnika. Startować mogą zawodnicy z licencją C. W konkurencji tej nie jest prowadzona klasyfikacja całoroczna, a jedynie w poszczególnych zawodach. Decyzja o rozgrywaniu tej konkurencji, w danych zawodach należy do organizatora, i powinna być podana w regulaminie uzupełniającym zawodów.


Pewną ciekawostką jest fakt wprowadzenia od sezonu 2011 nowego typu licencji A ( karta magnetyczna z chipem), która – jak zrozumiałem – upoważnia posiadacza do startu we wszystkich trzech konkurencjach off roadowych – Enduro, Cross Country i Motocross. Inicjatywa wprowadzenia jednej licencji w tych trzech konkurencjach już od jakiegoś czasu przebijała się do świadomości grona GKSM. Dobrze, że ją wprowadzono, bo takie uproszczenie może poprawić frekwencję podczas zawodów o Mistrzostwo Polski.

W regulaminach Cross Country zasadniczych zmian nie ma. Zachęcam wszystkich do lektury, bo znajomość regulaminu jest istotnym czynnikiem pomagającym osiągać lepsze rezultaty. Aha, ci, którzy zdziwią się czytając w regulaminie XC, że max głośność motocykla w sezonie 2011 to 115dB ( +- 2dB), zdziwią się zupełnie słusznie. To jest pomyłka, bo 115 dB to jest głośność motocykla bez tłumika. Z pewnością zostanie to zmienione na zeszłoroczny limit głośności – 96 dB.

Czytaj więcej...

wtorek, 25 stycznia 2011

Jacek Czachor - trzydzieści lat w sporcie motorowym


Tym razem Jarek Ozdoba przedstawia sylwetkę Jacka Czachora motocyklisty zespołu Orlen Team, znanego doskonale kibicom z racji swoich sukcesów w rajdach długodystansowych.Rok 2011 dla Jacka Czachora, warszawiaka z krwi i kości, bo rodem z Targówka, jest sezonem dość szczególnym, bo jubileuszowym. Równo trzydzieści lat temu w burzliwym roku 1981 rozpoczęła się jego kariera wśród terenowych motocykli. Jak niejednokrotnie twierdził do sportu wynalazł go Roman Umiastowski, ówcześnie dusza i serce ( szkoda, że trochę teraz zapomnianego ) Auto Moto Klubu Pałacu Młodzieży Warszawa . To właśnie prezes i kierownik sekcji motocyklowej zagiął parol na ambitnego nastolatka i wysłał go na pierwsze imprezy z cyklu Pucharu Polski. Imprezy te miały wielostopniowy charakter, należało przejść przez eliminacje okręgowe, potem zmierzyć się w mistrzostwach strefowych, by wreszcie - co nie było takie łatwe i oczywiste - zakwalifikować się do finałów ogólnopolskich. Ten pierwszy Puchar mocno utkwił w pamięci nie tylko Jacka Czachora.

Przed finałową konkurencją złapał kapcia, a nie było możliwości wymiany dętki. Nie pozostało nic innego dla ambitnego zawodnika, jak tylko dopompować koło, wystartować i co chwilę na trasie powtarzać zabiegi z pompką. I tak oto wylądował ostatecznie na czwartym miejscu, a trzecie przypadło w udziale dziewczynie. Pierwszy motocykl jaki Jacek Czachor otrzymał z klubowego magazynu był pozostałością po CZ 125 typ 511 plus worek części stanowiących zbieraninę ze sprzętów, które już nie nadawały się na trasy rajdów. I znów Jacek Czachor udowodnił, że dysponuje siłą charakteru pracowicie spędzając zimę na romantycznych chwilach przy składaniu CZ-ki, co nie było dziecinnym wyzwaniem. Na tym składanym motocyklu zaliczył dość udany jak na możliwości sprzętu sezon, pokazując się wśród krajowej młodzieżowej czołówki. Swój pierwszy tytuł zdobył w 1984 roku, wtedy też dostał się do kadry narodowej w rajdach Enduro. Trener Mirosław Malec nie uznawał mięczaków, a swoim kadrowiczom nie raz dawał solidnie popalić na zgrupowaniach i zawodach. Trzeba przyznać, że te metody dawały efekty, a szkołę Mirosława Malca, zwanego " Docentem " lub " Kojakiem " wielu wspomina do tej pory, także bohater ninniejszej opowieści. Jacek Czachor zaliczył niezliczoną liczbę rajdów: krajowych i zagranicznych, oraz osiem Sześciodniówek Motocyklowych w latach 1987 - 1995. O ile Jacka dla Enduro wynalazł Roman Umiastowski, to z kolei Marka Dąbrowskiego dla sportu motorowego odkrył Jacek Czachor stając się jego pierwszym, nie ukrywajmy, że wymagającym, trenerem. Po pewnym czasie obaj stali się serdecznymi kumplami, co trwa po dziś dzień. Pod koniec lat dziewięćdziesiątych Jacek Czachor zaczął coraz poważniej myśleć o starcie w rajdzie-legendzie: Dakarze. Tyle, że chcieć a móc nie zawsze nadają na tej samej fali. Ale okazało się, że dobre duszki w postaci ludzi z Polskiego Koncernu Naftowego pomogły zrealizować marzenie i Jacek Czachor stanął w przeddzień Sylwestra 1999 roku na starcie tej gigantycznej imprezy. Ukończył go mimo złamania ręki ( nie pierwsza to kontuzja w karierze ) i... połknął bakcyla Dakaru na dobre. Na tyle, że jest jak do tej pory jedynym z Polaków, który ukończył wszystkie rajdy Dakar, w których wystartował. W ten sposób śrubuje rekord wśród naszych pogromców pustyni. Tegoroczny Dakar był jego jedenastym przejechanym od startu do mety. I ta jedenastka przyczepiła się do niego także w postaci miejsca na mecie, choć do końca imprezy był dziesiąty. Tym razem nie popisali się sędziowie, którzy już na mecie przy " zielonym stoliku " namieszali w wynikach. Taki bałagan i blamaż można skwitować angielskim stwierdzeniem: no coments. Miniona dekada to nie tylko starty w Dakarze, to także stała obecność w serii zawodów Cross Country, czyli rajdów długodystansowych. Jacek Czachor zalicza się tu do ścisłej czołówki, co legitymuje spora kolekcja tytułów Mistrza i Wicemistrza Świata, ostatni zdobył w zeszłym roku. Bohater tej opowieści to prawdziwie twardy zawodnik z charakterem, przy tym koleżeński i stosujący zasady fair play, nie tylko w sporcie, ale i w życiu. Jak sam twierdzi w życiu najbardziej ceni szczerość, także na trasach wielkich rajdów. Trzeba przyznać, że postawa Jacka Czachora zasługuje na szacunek.
Jarosław Ozdoba
Zdjęcia - www.orlenteam.pl


Czytaj więcej...

czwartek, 20 stycznia 2011

Dziesięciolecie startów Michała Szustera



Michał Szuster podczas ISDE 2004 w Kielcach

Tym razem Jarek Ozdoba pisze o najlepszym polskim zawodniku Enduro i nie jest to historia z przeszłości. Wszak Michał Szuster, bo o nim będzie mowa, to bardzo młody człowiek i przed nim wciąż wiele lat startów.W sezonie 2000 na krajowych rajdach pojawił się młody zawodnik, startujący wówczas w klasie młodzik na HM 50 CRE - Michał Szuster. Już wówczas widać było, że nie jest to młodzian, który pomylił zainteresowania, ale solidny materiał na markowego zawodnika. I tak oto dekadę temu zaczęła błyszczeć gwiazda obecnie najlepszego zawodnika w polskim Enduro, który i w serialu Mistrzostw Europy stanowi uznaną markę, bez kompleksów walcząc o tytuły mistrzowskie z uznanymi zawodnikami Starego Kontynentu. Talent poparty solidną pracą, a bez tego daleko się nie zajedzie, to podstawowa rzecz gwarantująca sukcesy, zwłaszcza w rajdach Enduro. Choć w początkach swojej kariery, już na motocyklu, Michał Szuster miewał okresy burzy i naporu, co skutkowało oprócz dobrych wyników, niestety także i kontuzjami połączonymi z awariami i uszkodzeniami sprzętu. Zdarzały się naprawdę poważne afery, a ścięcie mocowań kierownicy w wyrobie tak renomowanej marki jak austriacki KTM, uznano za precedens nie znajdujący odnotowania w kronikach firmy z Mattighofen. Nie powiódł mu się także start w pierwszej swojej Sześciodniówce w Jabloncu. Z powodu kontuzji barku pozostała gorzka decyzja o wycofaniu się z rywalizacji w połowie imprezy. Jak wiadomo: co za dużo, to niezdrowo.


Na najwyższym stopniu podium podczas MP w Kielcach w roku 2005

Właśnie liczne kontuzje i pewne przyczyny natury osobistej skłoniły Michała do odpuszczenia sobie startów w sezonie 2003. Nie skusił go nawet Finał Mistrzostw Europy z bazą w Miedzianej Górze. Come back nastąpił w kolejnym sezonie. Michał Szuster wystartował w barwach nowego klubu, zmienił markę motocykla i skutecznie przypomniał się rywalom i publiczności. A zatem powrót, i to jaki! Michał Szuster wygrał klasę i generalkę Mistrzostw Polski, odnotował znakomity rezultat podczas 79 Sześciodniówki Motocyklowej walnie przyczyniając się do zdobycia przez naszych juniorów drugiego miejsca drużynowo. Pokłosiem kieleckiej ISDE było zaproszenie do startów w serialu Mistrzostw Świata w składzie teamu Paula Edmondsona. Zaliczył kolejną udaną Sześciodniówkę z bazą w Povazskiej Bystricy na Słowacji. Potem Michał zapukał do drzwi teamu Yamaha Ufo Corse, by i tam pokazać, że młody Polak dobrze wie o co chodzi w dyscyplinie zwanej Enduro. Inna sprawa, że Michał Szuster był wówczas najlepszym z Polaków podczas Six Days w nowozelandzkim Taupo. Rok 2007 to starty Husqvarną TE 250 w serialu Mistrzostw Europy. Ten sezon przyniósł tytuł mistrzowski w klasie E1 Junior przypieczętowany na imprezie z bazą w Sitkówce-Nowinach. Początek nowego sezonu przyniósł dobre wieści w postaci tytułu Mistrza Europy w halowym Enduro. Niestety, potem trafiła się kontuzja nadgarstka, która nieco storpedowała sezon 2008.


Krzeniów 2005- Szuster na trasie zawodów

Ale i tak było nienajgorzej, no i znów był dobry występ na ISDE w greckim Serres, gdzie Polacy po rocznej absencji powrócili na sześciodniówkowe szlaki. Sezon 2009 przyniósł absolutną dominację Michała Szustera zarówno na krajowym jak i europejskim podwórku. W obu czempionatach wygrał on klasę E1 i był mistrzem klasyfikacji generalnej. Takiego wyniku nie odnotowano jeszcze w kronikach polskiego Enduro. Michał zaliczył bardzo udany występ podczas portugalskiej edycji Sześciodniówki, gdzie był trzeci w klasie E1 - najwyżej z rodaków. U progu sezonu 2010, który wieńczył pierwszą dekadę udziału Michała Szustera w rajdach Enduro, niestety znów dały znać o sobie kłopoty zdrowotne, które sprawiły, że wielbiciele talentu Michała czekali na pomyślne wieści, a kilku " krakających " wieściło nawet koniec kariery... Obawy okazały się nieuzasadnione, aczkolwiek straty punktowe spowodowane absencją na pierwszych zawodach serialu ME we Francji były już nie do odrobienia, to w ostatecznym rozrachunku w Mistrzostwach Europy nie było tak najgorzej. Na krajowym podwórku Michał Szuster po raz drugi z rzędu, a po raz trzeci w karierze został zwycięzcą klasyfikacji generalnej, przy okazji wygrywając także klasę E1, zostając ponownie najlepszym w rajdach Enduro w kraju nad Wisłą. Pomimo zmiany klasy nie dał o sobie zapomnieć podczas imprezy zwanej International Six Days Enduro rozegranej w gorącym Meksyku. Ósme miejsce w silnie obsadzonej klasie E2 znów okazało się być najwyższym ze zdobytych przez Polaków. A piąta lokata zespołu narodowego w World Trophy daje powody do zadowolenia z występu naszych w Morelia. Od 2009 roku Michał staruje w barwach własnego zespołu Yamaha Self Szuster Racing Team. Jak na krajowe warunki jest to całkiem profesjonalna ekipa, a osiągane wyniki to potwierdzają. Co do planów na sezon rozpoczynający drugą dekadę przygody z rajdami Enduro, to Michał jest raczej powściągliwy w udzielaniu informacji.

Michał Szuster przed startem podczas MP w Sokółce w 2009 roku

Enigmatycznie zapowiada zmiany w swoim zespole, przejście do innego klubu i zmianę motocykla. Inna sprawa, że w sportach motorowych " okienko transferowe " trwa do końca lutego, a zatem czasu na skonkretyzowanie zamierzeń jest jeszcze sporo. W ciągu minionych dziesięciu lat Michał Szuster nie raz przekonał się, ale i udowodnił, że w rajdach trzeba być upartym, konsekwentnym i twardym. To może być sprawdzony przepis na kolejną, a może i następne dekady obecności Michała Szustera w motocyklowych rajdach Enduro. Jarosław Ozdoba

Czytaj więcej...

poniedziałek, 17 stycznia 2011

Rozmowa z Joanną Miller


Z Joasią Miller spotykamy się w sezonie startowym dość często, bo przy okazji większości treningów jakie odbywamy na torach motocrossowych wokół trójmiasta. Jednak sezon zakończyliśmy już prawie trzy miesiące temu, a wówczas Asia rehabilitowała operowane kolano i nie była w pełni sił.. Ostatnio znów zaczęła jeździć w starym, dobrym stylu, więc wykorzystałem nadarzająca się okazję i poprosiłem Joannę Miller o krótką rozmowę. Zatem już po wyścigach na plaży o Puchar Prezydenta Gdyni usiedliśmy z Asią w Kontrast Cafe i oto co ustaliliśmy:

Cześć Asia, nieźle dzisiaj pojechałaś ( Asia zajęła w biegu finałowym doskonałe piąte miejsce)

Asia z kibicami w Gdyni

Rzeczywiście, bieg finałowy ułożył się dla mnie bardzo dobrze. Z uwagi na początek przygotowań do nowego sezonu, nie jestem jeszcze dość silna aby takie zawody pojechać na 100%, ale dotyczy to chyba wszystkich startujących. Natomiast lubię jeździć po piasku i to mogło dać mi pewną przewagę nad częścią zawodników.
Do jeżdżenia wróciłaś po kilkumiesięcznej przerwie spowodowanej kontuzją. Czy odczuwasz jeszcze jej skutki?
W sezonie 2008 nadkręciłam kolano ale z uwagi na to, że wciąż rosłam, lekarze nie chcieli przeprowadzić operacji. Cały sezon 2009 przemęczyłam się z bolącym kolanem i dopiero w czerwcu 2010 roku przeprowadzono artroskopię kolana. Konieczna była rekonstrukcja więzadła i usunięcie części łąkotki. Od września zaczęłam jeździć, oczywiście bardzo uważnie, tak bardziej dla rehabilitacji niż treningu. Obecnie czuję się już dobrze, ale na nogę muszę wciąż bardzo uważać.


Joanna podczas treningu w 2007 roku

Wprawdzie w roku 2010 startowałaś tylko w kilku eliminacjach w Holandii, ale wynik osiągnęłaś niezły.
W Holandii jeżdżę już od sezonu 2009. Posiadam licencję holenderską i uczestniczę w wybranych zawodach Mistrzostw Holandii Kobiet w Motocrossie. W tym sezonie, z uwagi na kontuzję, startowałam tylko w sześciu na dwanaście biegów, jakie odbyły się w cyklu Międzynarodowych Mistrzostw Holandii ( federacja ONK). Zostałam sklasyfikowana na 15 miejscu na 45 dziewczyn i myślę, że pierwsza dziesiątka jest w moim zasięgu. Pierwsza piątka to już czołówka światowa, aczkolwiek bez zawodniczek spoza Europy.
Ostatnio startowałaś w zawodach Supercrossu Kobiet w Holandii. Jak ci poszło?
To były pierwsze przetarcia się po kontuzji. Pojechałam w dwóch eliminacjach. Podczas pierwszej, jeszcze w listopadzie, zajęłam 3 miejsce z dwóch dni, a podczas drugiej, w grudniu, w miejscowości Nistelrode byłam dwukrotnie pierwsza.


Joanna podczas treningu w 2010 roku

Dlaczego jeździsz w Holandii?
Startuję tam, bo w kraju nie było zawodów motocrossowych w konkurencji kobiet. Wiem, że od sezonu 2011 będzie rozgrywany Puchar Kobiet w Motocrossie, więc będę miała okazję pościgać się również z koleżankami z Polski. W Holandii, jak chyba nigdzie indziej, można nauczyć się dobrej organizacji startów. Bywa, że podczas jednych zawodów startuje nawet 9 klas dziennie. Wszystko to dzieje się bez żadnych opóźnień. Jedni zjeżdżają, a drudzy już stoją na maszynie startowej. Normą są starty 4 klas, a na Międzynarodowe Mistrzostwa Holandii przyjeżdżają najlepsi zawodnicy na świecie. Jest więc kogo podpatrywać.
Rozumiem, że właśnie starty w Holandii dały ci taką swobodę jazdy po piasku?
Tak, tam tory piaskowe zdecydowanie przeważają. Jednak jest to nieco inna nawierzchnia niż ta na naszej plaży. Tam, po treningach są już bardzo głębokie koleiny, których nie można rozjeździć.
Opowiedz nam jeszcze o swoich planach na kolejny sezon.
Mam zamiar wystartować w Międzynarodowych Mistrzostwach Holandii. Poza tym chciałabym wziąć udział w kilku eliminacjach Mistrzostw Polski Junior, a także w zawodach Pucharu Kobiet. Starty w Mistrzostwach Świata zależą oczywiście od możliwości finansowych. Jak do tej pory, moim głównym sponsorem jest tata - Czesław Miller. Duchowo wspiera mnie także moja siostra Ania, choć nie angażuje się w moje wojaże. Sama ma bardzo wyczerpującą pasję jaką jest taniec nowoczesny. Otrzymuję również pomoc od firmy KTM i Diverse Extreme i jestem za to bardzo wdzięczna ale nie ukrywam, że przydałoby się nieco więcej oddechu finansowego.
Przyznam, że wygląda to wszystko bardzo profesjonalnie. Więc ty jeździsz, a resztą zajmuje się tata?


16 letnia Joanna Miller AD 2010

Tutaj muszę wszystkich rozczarować. Przy motocyklach pracuję sama. Podobnie jest z wyjazdami, choć mój tata zawsze mi towarzyszy. Z trudnością daję sobie radę z organizacją harmonogramu dnia. Obecnie chodzę do pierwszej klasy VII Liceum Sportowego w Gdyni i nauka zajmuje mi sporo czasu. Dodatkowo prawie codziennie jakiś trening, a w sezonie zabraknie weekendów aby odbyć wszystkie zaplanowane zawody.
W tym roku skończysz 17 lat. Dla większości twoich rówieśników to okres dość intensywnego życia towarzyskiego. Wygląda na to, że u ciebie jest inaczej?
No cóż, moje życie towarzyskie to spotkania na torze motocrossowym :-). Na wszystko inne zupełnie brakuje mi czasu. Nie skarżę się jednak. To jest mój świadomy wybór i motocross jest rzeczywiście tym, co jak dotąd, sprawia mi najwięcej radości.
Jako kolega z grupy zawodniczej Enduro Obsession Racing życzę ci dużo zdrowia, bo znając cię od lat, wiem, ze wyniki przyjdą same. Dziękuję za wywiad.
Ja również dziękuję kibicom za doping, sponsorom za pomoc. Trzymajcie za mnie kciuki w sezonie 2011.

Czytaj więcej...

poniedziałek, 10 stycznia 2011

Motocrossowa Orkiestra Świątecznej Pomocy



Karol Kędzierski i Łukasz Kurowski w otoczeniu kibiców

Tak jak zapowiadaliśmy, na plaży miejskiej w Gdyni odbyły się wyścigi motocrossowe na specjalnie przygotowanym torze. Cała idea tego przedsięwzięcia wyszła od pana Jacka Parzycha, pasjonata sportów extremalnych i animatora kultowego gdyńskiego lokalu – Kontrast Cafe oraz, oczywiście, Mirka Kowalskiego , bez którego żadna impreza offroadowa w Gdyni obyć się nie może.Obaj panowie tak jak pomyśleli, tak zrobili. Urząd Miasta udzielił swojego błogosławieństwa i tym samym inauguracyjna edycja wyścigów motocrossowych o Puchar Prezydenta Gdyni mogła się odbyć. Szczytnym celem tej imprezy było ściągnięcie na plażę w Gdyni jak największej liczby widzów , którzy mogliby szczodrymi darami zasilić puszki kwestujących wolontariuszy 19 edycji WOŚP.



Start do biegu finałowego



Trudno mi ocenić, czy nam się powiodło ale ci, którzy wybrali się w niedzielę na plażę miejską przy Kontrast Cafe, na pewno nie żałowali swojej decyzji.
Wyścigi z założenia miały charakter pokazowy, chociaż bieg finałowy o Puchar Prezydenta Gdyni, to było całkiem ostre ściganie. Karol Kędzierski i Łukasz Kurowski dali wspaniały popis walki na torze. Zmieniali się wciąż na prowadzeniu, a kibice z zapartym tchem obserwowali ich wyczyny. Tak byłoby pewnie do końca biegu. Niestety na jednej z hopek Łukasz Kurowski pechowo zjechał się z zawodnikiem dublowanym i nie zdołał uniknąć upadku. Carlos uciekł mu wtedy na pół koła i samotny pościg Łukasza zdał się na nic. W finałowym biegu nie wystartował Maciek Zdunek, któremu w ostatnim biegu kwalifikacyjnym zdefektował motocykl.

Familia Zdunek - od lewej - Maciek, Patryk i Tadeusz


Do tego czasu Maciek wygrywał wszystko i prezentował się doskonale. Widać, że sezon 2011 może należeć do niego. Podczas tej imprezy stawiły się trzy pokolenia rodziny Zdunków. Pan Tadeusz, senior rodu, pełnił funkcję managera ekipy w skład której wchodził Maciek i jego syn Patryk. Patryk Zdunek jechał niezwykle walecznie i widać, że po kontuzji już ani śladu. Jechał oczywiście motocyklem na małych kołach i co by tu nie mówić, na ciężkim plażowym piasku taki motorek ledwo jedzie. Mimo to Patryk niezłomnie podążał do mety zajmując w biegach kwalifikacyjnych 11 i 13 pozycję. W towarzystwie dużych maszyn, to naprawdę osiągnięcie.

Asia Miller z kibicami

Doskonale pojechała także nasza eoracingowa perła – Joasia Miller, zajmując w biegu finałowym doskonałe piąte miejsce.
W konkursie Najbardziej Widowiskowych Upadków wygrał Patryk Bździkot, wyprzedzając nieznacznie Mieszka Gotkowskiego.

Patryk Bździkot odpoczywa pod motocyklem :-)


Pogoda, jak na warunki zimowe, dopisała wspaniale. Plażowy tor rozjeżdżał się błyskawicznie, ale na podorędziu mieliśmy maszynę, która w przerwach smyrała najgorsze miejsca.
Chętnych do startu było wielu, mimo zimowej pory i faktu, że większość zawodników zakończyła sezon ze dwa miesiące temu. Jednak z uwagi na pojemność toru Kowal musiał ograniczyć ilość startujących do 30 zawodników, choć może jeszcze z pięciu by się zmieściło. Startujący byli podzieleni na dwie grupy. Mirek Kowalski chciał, aby w wyścigach mogli pojechać zarówno doświadczeni licencjonowani zawodnicy z czołówki kraju, jak i tacy, którzy niedawno rozpoczęli swoją przygodę z tym sportem. Każda grupa miała dwa biegi treningowe po 10 minut i dwa biegi eliminacyjne. Na koniec, ci, którzy czuli się na siłach mogli przystąpić do biegu finałowego. Z uwagi na wymagania innych, skoordynowanych z wyścigami imprez, mieliśmy ścisły harmonogram czasowy i udało się nam zakończyć biegi bez zbędnych opóźnień. Mimo wielu upadków nikomu nic się nie stało. Wiadomo – plaża i bardzo miękko . Prezydent Gdyni, pan Wojciech Szczurek, nie zdołał przybyć na ceremonię wręczenia nagród i puchary wręczyli w zastępstwie panowie: Jacek Parzych i Mirosław Kowalski.


Józek Sawicki - IV m w biegu finałowym

Tutaj nie udała się nam jedna rzecz. Otóż monitowani harmonogramem czasowym wywołaliśmy do dekoracji pierwszych trzech zawodników według wyników tymczasowych. Koledzy odebrali puchary i otrzymali oklaski od licznie zgromadzonych kibiców. Po piętnastu minutach okazało się, że świetnie jadący Józek Sawicki zajął jednak czwarte miejsce, a na trzecim przyjechał doskonale dysponowany tego dnia Mieszko Gotkowski z Korony Elbląg.

211 Mieszko Gotkowski w drodze po III miejsce

Oczywiście Mirek Kowalski przeprosił obu zawodników za ten błąd i puchar za trzecie miejsce powędrował z rąk Józka do Mieszka Gotkowskiego. Niby drobiazg ale denerwujący i w żadnym wypadku nie powinien się nam zdarzyć. Przepraszamy raz jeszcze Józka Sawickiego i Mieszka Gotkowskiego za to zamieszanie, obiecując nie dopuścić do tego nigdy więcej.


Alan Mendelewski postanowił skorzystać z uroków plażowania :-)

Wszystkim zawodnikom dziękujemy za udział w wyścigach, a wyniki biegu finałowego wyglądają tak:

1. Karol Kędzierski
2. Łukasz Kurowski
3. Mieszko Gotkowski
4. Józef Sawicki
5. Joanna Miller
6. Karol Turek
7. Dawid Konkol
8. Mariusz Krzywiel
9. Adam Kolka
10. Rafał Kostecki
11. Mateusz Tkaczyk
12. Patryk Bździkot
13. Paweł Czerniej
14. Michał Dominiak
15. Patryk Zdunek
16. Adam Nowacki
17. Tomasz Styczyński
18. Kamil Krauze


Nie startowali w biegu finałowym lub go nie ukończyli następujący szoferzy:

1. Paweł Hlawaty
2. Jakub Jaruga
3. Alan Mendelewski
4. Krzysztof Rafalski
5. Sebastian Witkowski
6. Maciek Wójcik
7. Darek Majak
8. Robert Żochowski
9. Grzegorz Cegłowski
10. Wojtek Stypa
11. Maciej Zdunek
12. Zosia Radziwiłowicz

To z pewnością historyczna lista zawodników, bo jest nadzieja, że uda nam się wprowadzić te wyścigi do kalendarza zawodów. Chcielibyśmy, aby corocznie, o ile pogoda pozwoli, odbywały się wyścigi motocrossowe na plaży o Puchar Prezydenta Gdyni.
Na kolejną edycję postaramy się przygotować dłuższą trasę, dającą więcej szans na odpoczynek. Pewnie Mirek Kowalski przygotuje też kilka niespodzianek, ale o tym już za rok.


Czytaj więcej...

niedziela, 9 stycznia 2011

Endurocross w Łodzi


15 stycznia 2011 w Atlas Arena Łódź al. Bandurskiego 7 odbędą się pierwsze w Polsce halowe zawody endurocross . Organizatorem jest Łódzki Klub Motorowy. Naszego EO racing-owego honoru bronić będą Marcin Spirowski i Mirek Kowalski.Udział w tej imprezie zapowiedziało wielu uznanych zawodników krajowej sceny enduro i nie tylko- między innymi: Sebastian Krywult, Marcin Frycz,Jakub Kucharski, Tomek Zych,Przemek Kaczmarczyk,Jakub Strzelczyk oraz wielu innych. Zapowiada się super widowisko - obecność obowiązkowa wolnych miejsc nie powinno zabraknąć, bilety w cenie 10 -15 zł do nabycia w dniu imprezy w kasach Atlas Areny.Dla przezornych istnieje możliwośc zarezerwowania sobie biletu wejsciowego pod nr tel. 509554440(andrzej). Impreza rozpoczyna się od godziny 16 i planowo zakończy się około 21.Wszystkich miłośników extremalnych emocji serdecznie zapraszamy do udziału w tym wiekopomnym wydarzeniu.
Marcin Spirowski.

Czytaj więcej...

poniedziałek, 3 stycznia 2011

Motocrossowa Orkiestra Świątecznej Pomocy na plaży w Gdyni



Kowal, choć tym razem na śniegu...

Staraniem wielkiego pasjonata sportu motocyklowego, a jednocześnie animatora klubu KONTRAST, pana Jacka Parzycha, odbędzie się w dniu 9 stycznia, na plaży miejskiej w Gdyni, motocross, a raczej treningowe wyścigi endurocrossowe po plaży.Podczas poprzednich finałów Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, motocykle off roadowe znalazły sobie miejsce tuż koło klubu KONTRAST, zabawiając przebywających tam gdynian pokazami techniki jazdy. Akcja pana Jurka Owsiaka jest dobrą okazją aby połączyć przyjemne z pożytecznym. Ofiarodawcy i wolontariusze będą mieli doskonałą okazję obejrzenia w akcji czołowych zawodników kraju, a także tych amatorów, których nie przestraszy zimowa aura. Najlepszy zawodnik motocrossu otrzyma Puchar Prezydenta Gdyni. Oprócz pana Jacka Parzycha, maczają palce w tym przedsięwzięciu wszyscy zawodnicy EORacing. Mirek Kowalski sprawuje opiekę trenerską i organizacyjną nad całością imprezy. Marcin Spirowski i Michał Łukasik będą współdziałać z Kowalem, także na motocyklach. Ja popracuję trochę w mediach, czyli będę opowiadał kibicom co oglądają.

Podajemy podstawowe założenia imprezy:

• Wstępna edycja motocrossu treningowego jako inauguracja corocznej imprezy o Puchar Prezydenta Gdyni.
• Miejsce i czas: 9.I.2011, plaża miejska w Gdyni przy pubie KONTRAST
• Zapisy: od godziny 9.00 w niedzielę. Przed przyjazdem należy koniecznie zgłosić się telefonicznie do Mirka Kowalskiego w celu potwierdzenia swego uczestnictwa w imprezie. Telefon do Kowala: +48 501858740
• Tor: przygotowany na plaży, bez żadnych elementów extreme. Śnieg będzie usunięty, zatem jeździmy na normalnym ogumieniu, bez kolców.
• Wpisowe: 100 zł

Ideą całego treningu jest pokazanie naszego sportu od kuchni. Bawimy się sami i bawimy publiczność. Pokazujemy życzliwą „twarz” sportu motocyklowego. Wszystkie szczegóły zostaną ustalone i podane kolegom przed rozpoczęciem imprezy. Mamy nadzieję, że już od przyszłego sezonu zimowe zawody endurocrossowe na gdyńskiej plaży, o Puchar Prezydenta Gdyni, wejdą na stałe do oficjalnego kalendarza PZM.


Czytaj więcej...

SNOW CROSS w SIEMIATYCZACH


Serdecznie zapraszamy na jedyną w swoim rodzaju imprezę sportową - snowcross. Dzięki staraniom naszego kolegi Tomka Walendowicza z Nadbużańskiego Klubu Motorowego, tor motocrossowy stanie się dla wszystkich dostępny i przejezdny już 9 stycznia bieżącego roku, czyli podczas Finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Trasa zostanie przygotowana w taki sposób, by można było po niej ścigać się bez kolców i innych wynalazków. Gwiazdą zawodów będzie sam Łukasz Kurowski.


Na zawodach będzie można otrzymać bardzo fajne koszulki okolicznościowe.

Zatem rezerwujcie sobie czas 9 stycznia i ruszajcie do Siemiatycz szaleć na znanym i lubianym torze Rososze!

Czytaj więcej...